GOOGLE TRANSLATOR - SELECT LANGUAGE

Oświadczenie

Nie wyrażam zgody na kopiowanie moich słów ani zdjęć. Jeśli chcesz jakieś z nich wstawić u siebie na blogu - zapytaj. Uszanuj czyjąś pracę - czytaj, komentuj, zadawaj pytania, ale nie kradnij!



Mój stary blog - Karia18

INFORMACJA:

Nowe posty pojawiają się rano, między 7-9!
Aby nie ominąć żadnej notki zapraszam do śledzenia mnie na FB i Instagramie i Tik Toku.

Uprzejmie proszę o klikanie w reklamy! Was to nic nie kosztuje, a ja zbieram na lepszy aparat :)

Moja grupa na FB o wygranej walce z anoreksją: Klik! oraz grupa dla osób zmagających się z ŁZS: Klik

Ceneo.pl

Bielenda

zdrowie

poniedziałek, 30 listopada 2015

913. Przesyłka od Make-up Full Of Colors!

Witajcie!

Dziś będzie chwalipięcko.

Zapodam Wam zawartość pewnej miłej paki, jaką otrzymałam jakiś czas temu, z racji na wygrane rozdanie u Make-up Full Of Colors.

Oto i ona w pełnej krasie opieczętowana:



Tu zawartość w kupie:


Tu po wypakowaniu:


Tu z podziałem na pielęgnację oczu:

zestaw Long4Lashes serum przyspieszające wzrost rzęs i płyn micelarny pielęgnujący rzęsy


Suchy szampon:

Batiste Eden, suchy szampon do włosów

Do mycia ciała:

Balea Paradise Beach żel pod prysznic z ananasem i kokosem

I facjata:

Lirene BB Las Minute fluid-balsam do skóry jasnej; Rimmel Stay Matte podkład matujący nr 100 Ivory

I próbki:


Wszystkie powyższe produkty zachwyt mój niemały wzbudziły i radość ducha spowodowały.

Na pierwszy ogień będę testować płyn micelarny i podkład od Rimmela; reszta cudów musi poczekać na swoją kolej.

Kochana koleżanko, dziękuję Ci bardzo bardzo!

A Wy co wygrałyście ostatnio fajne?

Kathy i Leon

niedziela, 29 listopada 2015

912. ZaTAGowana

Witajcie!
Dziś TAGu czas.
Na tapetę wyciągam pytania od Krejzolci90

Zaczynamy:

1. Co cię inspiruje do prowadzenia bloga?
Leona największy inspirator to on sam.

2. Co poprawia Ci humor?
Najlepszy poprawiacz humoru to, niezmiernie od lat, piwo z sokiem malinowym i pikantne, paprykowe, grubokrojone chipsy.

3. Twój największy sukces blogowy?
Jako, że bloguję od ponad 9 lat, ciężko mi tak na szybko powiedzieć, co się liczy jako ten największy blogowy sukces. Raduję się z każdego nowego czytelnika, współpracy, wyświetlenia strony. nie udzieliłam jednakże za to wywiadu, nie wystąpiłam w żadnym talk-show, nie zatańczyłam na lodzie, nie zaśpiewałam publicznie, nie wydałam swej edycji super hiper boxu. I to chyba właśnie dzięki temu pozostałam jeszcze normalna.

4. Do kogo wzdychałaś jako nastolatka / nastolatek?
O ile dobrze sobie przypominam, jako nastolatka, miałam fazę na królującą wtedy w kinach trylogię Władca Pierścieni. I ewidentnie upodobałam sobie szanownego Froda, jako ideał cnót męskich. To pewnie przez te seksowne, włochate stopy...

5. Najbardziej cieszy Cię?
Staram cieszyć się nawet z najbardziej błahych rzeczy. Ot przyjedzie mi autobus na czas, ot jest ładna pogoda, od mam dobry obiad, ot szef zamówił nam pizzę.

6. Gdzie chciałabyś / chciałbyś mieszkać za 10 lat?
Tak jak pisałam we wcześniejszych TAGach, za 10 wiosen chciałabym mieszkać gdzieś w górskiej chacie na hali i mieć własne gospodarstwo z nieokrzesanym mężem góralem, psem pasterskim i stadem owiec.

7. Co byś jeszcze chciała / chciał osiągnąć w prowadzeniu Bloga?
Nie ukrywam, że marzy mi się, aby blogowanie stało się formą godziwego zarobku na co dzień. Kto wie, może kiedyś tak się stanie.

8. Twoje ulubione kosmetyki?
Moi ulubieńcy są niezmierni od czasu tego posta: Klik!

9. Twój ulubiony kolor (włosów, paznokci)
Odkąd tylko pamiętam, fascynowałam się miodowym kolorem blondu na łepetynie. Z racji na to, że natura obdarzyła mnie w spadku do przodkach włosami raczej ciemnymi, musiałam nieco wspomóc swe dążenie do odcienia marzeń. I tak oto od czasów liceum rozjaśniam swe kudły preparatem z Joanny: Klik!

10. Czy byłaś kiedyś na spotkaniu blogerskim? Jeśli tak, to opisz jak to jest.
Tak, byłam. Owe wiekopomne wydarzenie miało miejsce 21.11.2015 r. W dwóch zdaniach tego się nie da opisać - to trzeba po prostu przeżyć na własnej skórze.

11. Twój ulubiony film & serial & program telewizyjny?
Pisałam o tym tu: Klik!

Kto chce, niech się też pobawi.

Kathy i Leon
PS. Zaraz kogoś wypatroszę...
Bloger kompletnie wariuje...

sobota, 28 listopada 2015

911. Recenzja: ZSK marokańska glinka Ghassoul

Witajcie!

Dziś przybywam do Was z recenzją odnośnie mojego odkrycia ostatniego czasu.

Będę mówić o marokańskiej glince Ghassoul z ZSK.

Słowo od producenta: "Marokańska glinka GHASSOUL znana także pod nazwą Rhassoul (Rassoul). Całkowicie naturalny produkt o najwyższej jakości, suszony na słońcu, bezpiaskowy. Jest to jedna z najdłużej znanych glinek stosowanych w kosmetyce i medycynie. Przeznaczona głównie dla cery tłustej, trądzikowej, zanieczyszczonej. Glinka Ghassoul oczyszcza skórę, reguluje wydzielanie sebum, wspomaga leczenie trądziku.

Skład mineralny: krzemionka (55-65%), tlenek magnezu (<21%), tlenek glinu (<5%), sód, potas i inne mikroelementy i sole mineralne.  
Wygląd i konsystencja: jasnobrązowo-kremowy drobny proszek, pył. 
Gęstość nasypowa: około 1 g na 1 ml (płaska łyżeczka 5 ml waży około 5 g).
Właściwości i zastosowanie:Glinka GHASSOUL znajduje zastosowanie w pielęgnacji cery tłustej, normalnej, zmęczonej. Działa delikatnie odtłuszczająco i reguluje wydzielanie sebum. Polecana jest dla cery z trądzikiem. Remineralizuje skórę, oczyszcza z toksyn. Daje efekt ściągający, wzmacniający, kojący i odprężający. 

Zastosowanie w kosmetykach:
Do 100% maseczki 

 Przechowywanie: 
W szczelnie zamkniętych opakowaniach w temperaturze pokojowej.

  Skład: Moroccan Lava Clay
Mazidło w pudle:


Po otwarciu:

Na dłoni:


Na twarzy:



Efekty działania glinki: Klik!
Jak prawidłowo nakładać maseczkę z glinki na twarz: Klik!

Szczegóły:


Cena i dostępność: glinkę ucapiłam na stronie ZSR, gdzie dałam za nią ok. 7 zł.
 Zapach: bez zapachu.
Konsystencja: proszek w postaci szarego pyłku.
 Opakowanie i pojemność: opakowanie białe, z naklejką informacyjną od producenta. Pojemność: 50 g.
 Wydajność: dobra. Pojemnik z glinką spokojnie starczy na trzy miesiące użytkowania z częstotliwością dwa razy w tygodniu.
Działanie: przyjemne. Zacznę od tego, że glinka Ghassoul była moją pierwszą panną ze zmielonej skały, jaką miałam zaszczyt nałożyć na facjatę. I dosłownie, bo już od tej pierwszej papki na skórze, zakochałam się w niej bezgranicznie. Przede wszystkim, produkt genialnie oczyszcza naskórek ze wszystkiego brudu, czyli pozostałości makijażu czy starych warstw skóry. Ponadto cudnie odblokowuje pory, sprawiając, że cera wygląda nieskazitelnie gładko i kusząco. Warto dodać, że glinka odpowiednio rozrobiona z wodą, nie powoduje podczas maseczkowania efektu ściągnięcia skóry. Jak się zatem glinkuję? Ot dwa razy w tygodniu, wieczorową porą, na 10 minut nakładam na twarz glinkę rozciapaną w wodzie. Po upływie tego czasu, wszystko zmywam płynem z All About Beauty: Klik! i cieszę się z zacnej, idealnie perfekcyjnej facjaty. Wspomnę, że glinka nie uczula, nie podrażnia; jest odpowiednia nawet dla bardzo wrażliwej skóry. Ponadto, stosowania regularnie, niweluje nadmierną produkcję sebum w naskórku. Jeśli do tego wspomnę wydajność, niską cenę i dostępność Internetową - cud, miód.

Gdyby wszystkie panny się glinkowały regularnie, niepotrzebne by było wprowadzania zabiegów złuszczania kwasami, wapnami i innego tego typu inwazjami!
Ocena: 5/5

Miałyście?

Kathy i Leon

piątek, 27 listopada 2015

910. Na piątek!

Witajcie!

Dziś, zamiast słodyczy i słodkości świata tego, będzie herbatka zacna z granatem trzewia me zadowalała.

Trunek ów nabyłam w Rossmanie za jakieś 4 zł.

Na początek kilka informacji wstępnych:




Zawartość pudełka:


Zgrabnie zapakowane:


Po otwarciu:


Po zaparzeniu:




Powiem Wam, że oprócz herbatek zielonych z Biedronki, ta rossmanowska jest jedną z moich ulubieńców do sączenia.
Ciepły, wyrazisty smak, cudna woń granatowego owocu, intensywność doznań podniebienia w trakcie picia...

Jeśli do herbaty dodam jeszcze trochę miodu i cytryny - ambrozja!

Polecam ją wszystkim miłośnikom teiny.

A Wy co dziś pijecie?

Kathy i herbaciany Leon

czwartek, 26 listopada 2015

909. Recenzja: Love Me Green organiczny energetyzujący peeling do twarzy

Witajcie!

Dziś podumamy o peelingu nad peelingami.

Będę mówić o Love Me Green organicznym energetyzującym peelingu do twarzy

Słowo od producenta: "Naturalny, wygładzający bio peeling do twarzy, delikatnie usuwa martwe komórki z powierzchni skóry,  stymuluje procesy regeneracyjne, poprawia koloryt skóry. Łagodnie eliminuje nadmiar sebum, usuwa nieczystości i zrogowaciałe komórki. Zabezpiecza skórę przed oznakami starzenia, pozostawiając skórę bardziej miękką, gładką promienną i nawilżoną.


Przeznaczenie:
  • skóra normalna
  • sucha
  • przetłuszczająca się i mieszana
Działanie:
  • oczyszczający
  • orzeźwiający
  • regeneracja
  • relaks
  • złuszczający
 Sposób użycia: Nałożyć na wilgotną skórę, delikatnie wmasować i dokładnie spłukać wodą.


Skład:




Mazidło w butli:




Otworek:




Na dłoni:





Szczegóły:


Cena i dostępność: peeling otrzymałam od Sisi jako jedną z części wygranej w rozdaniu. Normalnie można go znaleźć w necie, kosztuje ok. 40 zł za sztukę.
 Zapach: słodki, naturalny, urzekający owocowym sadem o poranku.
Konsystencja: glutek z drobinkami o cudnym zapachu.
 Opakowanie i pojemność: mała, zgrabna biała tuba z czarnymi napisami i delikatną dozą niebieskości w logo. Pojemność: 75 ml.

Wydajność: dobra. Przy rozsądnym używaniu produkt będzie cieszył nas kilka miesięcy.
Działanie: przyjemne. Zacznę od tego, że to moja pierwsza styczność z tak naturalnym i ekologicznym produktem do peelingowania się. Wcześniej moim ulubieńcem był ziom z Hean: Klik!, który jednakże do naturalnych i delikatnych nie należał. Dlatego też, gdy zobaczyłam produkt z Love Me Green wraz z cudnym składem i poczułam na dodatek piękną woń jego, przepadłam od razu. To specyfik idealny. Przede wszystkim świetnie oczyszcza twarz z nadmiernego naskórka, nadając mu żwawy wygląd i taki jakby blask. Skóra jest czysta, harmonijnie wyglądająca i szczęśliwa. Peeling jest niezwykle wydajny; wystarczy objętość równa ziarnku grochu wyciskana dwa razy w tygodniu o poranku, by całość facjaty umyć żwawo. Produkt nie zapycha, nie uczula, nie wysypuje. Jego piękny, kuszący zapach, jaki towarzyszy podczas użytkowania, dodatkowo umila sam proces oczyszczania naskórka. Jeśli do tego dodać wydajność, naturalny skład - och i ach. Jedyne do czego można się przyczepić to cena... 40 zł całkiem sporo. Nie mniej jednak, jak to się mówi, raz nie zawsze! Polecam skosztować samemu tego cuda zdzierakowego.
Ocena: 4/5

Miałyście?

Kathy i Leon

środa, 25 listopada 2015

908. O lakierze do włosów, co mnie uczulił, czyli uwaga na Isanę...

Witajcie!

Wczoraj było o włosach i dziś będzie o włosach...

A dokładnie  mówiąc o pewnym produkcie, który mym kłakom zaszkodził...

Lakier do włosów - bo o nim mowa - niby oczywista oczywistość.
Ma nam czuprynę ładnie trzymać w ryzach, a do tego nabłyszczać.
Szczytem marzeń jest, jeśli do tego wszystkiego dochodzą jakieś właściwości odżywcze.

Ten poniższy ziom jednak, mimo że ładnie trzymał włosy w ryzach i je nabłyszczał, podrażnił mi skalp.

Oto winowajca:


To skład jego:


A to co producent obiecuje:


 Jeśli taki ma być wyrób do włosów delikatnych, to ja dziękuję bardzo.
Wystarczyło bowiem, bym - naprawdę w małej ilości - spryskała włosy raz i drugi, by zaraz po kilku godzinach poczuć niemiłosierny świąd i szczypanie skóry głowy.
Wrażenia podobne do grasującego stada głodnych komarów, które nienasycone i spragnione, gryzą zachłannie szarpiąc biedną ofiarę...

Myślałam z początku, że cała ta sytuacja spowodowana jest kwestią np. niedomycia głowiny.
Dopiero po którymś razie aplikacyjnej zabawy z Isaną w układanie kudłów, doszłam do wniosku, że winowajcą są nie resztki szamponu, ale pan lakier...

Wystarczyło odstawić zioma, skalp posmarować maścią: Klik! i się wszystko uspokoiło na szczęście.

Nie mniej jednak do lakierów z Isany mam teraz mieszane uczucia i wątpię, czy po nie sięgnę kiedykolwiek znowu...

Miałyście podobną sytuacje?

Kathy i Leon

wtorek, 24 listopada 2015

907. Włosowa aktualizacja - listopad 2015

Witajcie!

Dziś będzie kudłowo i włosowo.

Przybywam do Was z włosisków fociami.

Od razu kajając się wyjaśniam, iż październikowej sesji zabrakło przez kapryśność czupryny i brak czasu ja jej ujarzmienie.
Mam nadzieję, że w listopadzie będzie lepiej zarówno pod kątem pielęgnacyjnym, jak i fryzurowym.

Pora jednakowoż na fakty porównawcze.

Tak włosy wyglądały we wrześniu:



Tak natomiast prezentują się w listopadzie:








Dane poglądowe: 

Długość: ok. 64 cm 
 Skręt: wywijas warkoczowy.
 Kolor: blondo-rudo-coś.
 Stan: walczę z ŁZS...
Grubość: ok. 7 cm
  Częstotliwość mycia: co 2/3 dni myję
 Olejowanie: raz na tydzień olejkiem Babydream: Klik!

Produkty używane do pielęgnacji: te same co w lipcu i w sierpniu, wrześniu itp: Klik!

A u Was co u kłaków słychać?

Kathy z Leonem

poniedziałek, 23 listopada 2015

906. Po niedzielnie...

Witajcie!

Poniedziałek już od samego poranku był ciężki.
I to bardzo...

Leon bowiem ostro przesadził wczoraj ze słodkim, korzennym trunkiem, pitym w gronie plotek i dumań wszelakich.
Z przysłowiowej jednej szklenicy zrobiło się ich 4 i gdyby nie fakt, że ni stąd, ni zowąd ze słonecznego popołudnia zrobiła się noc ciemna, zimna, to by się i na tych 4 nie skończyło.

Dlatego też, w ramach słodkiego dnia wolnego, Leon idzie odsypiać ciężkie przeżycia nocne.

A Wam życzy owocniejszego początku tygodnia niż boląca głowa i kiszki.

Kathy

niedziela, 22 listopada 2015

905. Paznokcie na dziś, cz. 12

Witajcie!

Dziś, na przekór jesiennej słocie za oknem, będzie słonecznie i skrząco.

Zapodam Wam bowiem złoty pazurów manicure.

Oto i on w pełnej krasie:







A to złote cacko od OPI:

miniaturka OPI z serii Miasta Świata



Taki zacny manicure, trzymał się na dłoniach ok. 5-6 dni.
Na dzień ostatni został jedynie delikatnie podrasowany po bokach i poprawiony, po czym dalej radośnie żył ok. 2 dni.

Powiem Wam, że te miniaturowe lakiery OPI są genialne w swej trwałości.
Mam je od ponad roku, a zachwycam się nimi za każdym razem normalnie jak dziecko na widok łakocia.

Wiem, że już pokazywałam wcześniej tego przyjemniaczka w podobnym zdobieniu - chyba z bielą -, ale doprawdy, nie mogłam się oprzeć, by nie zaprezentować go jeszcze raz.

Tak więc patrzcie i podziwiajcie!

A Wy dziś co na szponach macie?

Kathy i Leon

PS. Spotkanie blogerskie było genialne!
5 godzin pogawędek o kosmetykach, połączonych z warsztatami, dumaniami i pysznym obiadem.
Och i ach!
Szkoda tylko, że nie z każdą ziomką udało mi się zamienić słowo, ale mam nadzieję, że następnym razem to się zmieni.


sobota, 21 listopada 2015

904. Pierwsze spotkanie blogowe Leona!

Witajcie!

Dziś nastanie chwila wiekopomna.

Leon mianowicie uda się na pierwsze w żywocie swym spotkanie blogerskie.
I to jeszcze w jego rodzinnym mieście!
Coś wspaniałego.

Ze zniecierpliwienia już przebiera nogami i rękami.

Aparat naszykowany, przenośna ładowarka przygotowana, ciuchy i kosmetyki na wymianę - zaraz - zostaną spakowane także.

Ojoj, będzie się działo, będzie!

Klik!

Do zobaczenia zacne panny koleżanki!

Kathy i Leon

piątek, 20 listopada 2015

903. Na piątek!

Witajcie!

Za oknem szaro i buro.
Tu i ówdzie sypnie gradem czy zmrozi wichrem.

Dlatego trzeba się pocieszyć czymś słodkim!

Na danie dnia zatem Leon serwuje tzw. mordoklejki.

Oto one w pełnej krasie:




Powyższe cukierki toffi dorwałam gdzieś w markecie Mila, gdzie za całe opakowanie na promocji zapłaciłam niecałe 2 zł.
Mimo tak niskiej kwoty, słodkości owe są genialne!
A włożone na chwilę przed spożyciem do lodówki smakują wybornie.

Powiecie jak to cukierki w lodówce trzymać?
Ano w sumie od zawsze przed spożyciem jakiejkolwiek słodkości, umieszczam ją na jakąś godzinę w odmętach zimna.
To sprawia, że dany rarytas nabiera stabilności i miłego chłodku, przywołując niejako odległe wspomnienie lodów w lecie.

Szczególnie cukierki toffi z lodówki to coś wspaniałego zatem.
Jeśli jeszcze tego sposobu nie praktykowaliście, to szczerze polecam.

Kathy i Leon ze szczęką pełną toffi.

czwartek, 19 listopada 2015

902. ZaTAGowana

Witajcie!

Dziś przychodzę do Was z TAGiem, gdzie ukryły się pytania od Sylwii Bogaj.

Tak więc do dzieła:

1. O czym najbardziej lubisz czytać wpisy?
Leon, jak to Leon, z racji na to, że żołądek, kosmetyczkę i cebulki włosowe ma bez dna, lubuje się najbardziej w postach kulinarnych, kosmetycznych, włosowych. Jednakowoż tych pierwszych nie może czytać bez porządnej porcji kalorii, dlatego też zawsze przed wycieczką w świat wirtualny srogi posiłek wspomagający umysł być musi. Inaczej brzuch burczy niczym dzwon Zygmunta w Krakowie.

2. O czym najbardziej lubisz pisać wpisy?
Hm. Dobre pytanie. Myślę, że zgodnie z punktem 1, najbardziej jara mnie tygodniowy cykl dobroci do jedzenia, które wynajduję na półkach sklepowych i pokazuję Wam zwykle piątkową porą. W końcu co jak co, ale blogerka nie samym powietrzem żyje i kiszki napełnione jedzeniem - które następnie przeistacza się w wenę do pisania - mieć musi.

3. Jaką książkę możesz polecić na jesienny wieczór?
Ostatnio zaczytuję się po angielski w Kingu Stefanie. Odkrywam np. na nowo Miasteczko Salem. I powiem Wam, że niebo a ziemia podczas czytania dzieła w oryginalne aniżeli w nieudolnym tłumaczeniu. Jeśli tylko możecie czytujcie książki w oryginalnym językach autora. Coś wspaniałego!

4. Skąd pomysł na nazwę bloga?
Nie jest to tajemnicą, żem od urodzenia Katarzyna. Stąd się wzięło Kathy. O pochodzeniu Leona pisałam Wam tu: Klik!
I wreszcie numerek na końcu to li rok urodzenia. Taka szokująca historia nazwy bloga jest.

5. Czego najbardziej nie lubisz robić?
Jak powiem, że najbardziej wkurza mnie depilacja to będzie bardzo to brzmiało feministycznie?

6. Czym zajmujesz się, poza blogowaniem oczywiście?
Pracuję, jem, dycham, trawię. Żywot człowieka poczciwego.

7. Gdybyś mogła skomponować kosmetycznego boxa, co by się tam znalazło? Możesz do niego wrzucić max. 6 rzeczy.
Rzeknę głośno i wyraźnie, że mimo całej szału blogosfery na Joy-, Organic-, Glam-, Shine-, Beauty- i inne box, nie jara mnie to. Mam wystarczająco zapchaną powierzchnię domową, by podziękować kolejnemu pudzerku pełnemu mazideł, choćby nie wiem jakie to było cuda.

8. Bez czego nie wychodzić z domu?
Perfumy, telefon, migawka i... klucze do roboty do moje must have. Kiedyś w pośpiechu, zimową porą, wybrałam się radośnie w świat bez tego ostatniego i uwierzcie mi nie było wesoło. Godzina stania w zimnie, śniegobiciu i zażenowaniu, podczas czekania na pędzącą mi na ratunek wkurzoną koleżanką...Bezcenne przeżycie.

9. Co wywołuje największy uśmiech na Twojej twarzy?
Chyba jestem materialistka. Najbardziej bowiem cieszę się raz w miesiącu na widok wypłaty na koncie.

10. Czy zdecydowałabyś się na operację plastyczną?
Po cichu, od kilku już lat, marzy mi się cycków powiększenie. By dumnie prezentowały przy każdym kroku niczym flaga państwowa na wietrzne. Kto wie, może kiedyś - w wyniku mutacji genetycznej vel pogodowej dostąpię nagle naturalnego zaszczytu posiadania wielkich cyców, na razie pozostają mi push-upy.

11. Podaj nazwę bloga, którego najczęściej czytasz?
Właśnie na nim jesteś. Howgh.

Kto chce, niech bawi się w pytania z Leonem

Kathy

środa, 18 listopada 2015

901. Recenzja: Air Optix Day & Night soczewki na dzień i na noc

Witajcie!

Dziś przybywam do Was o poranku z postem o soczewkach, jakie otrzymałam w ramach  współpracy z Domem Soczewki. 


Będą to specjały znane pod nazwą Air Optix Day & Night soczewki na dzień i na noc.


Słowo od producenta: "Zamierzasz wykonać zabieg laserowej korekty wzroku? Dlaczego najpierw nie spróbować Air Optix Night&Day Aqua? Poczuj wolność, które zapewniają soczewki. Mogą być doskonałą alternatywą dla chirurgii. Air Optix Night&Day Aqua to miesięczne soczewki do ciągłego noszenia bez konieczności ich zdejmowania na noc. Soczewki te charakteryzują się wysoką tlenoprzepuszczalnością i nawilżaniem. 


Air Optix Night & Day Aqua powierzchnia jest pokryta specjalną plazmą, dzięki której powierzchnia soczewki jest trwała i biokompatybilna. To zapewnia odporność na osady, zwiększa komfort i pomaga zachować zdrowie oczu. Z zaleceniem lekarza soczewki Air Optix Night&Day Aqua można nosić 24 godziny na dobę lub w trybie ciągłym przez 30 dni i nocy. 
Tlen. Komfort. Niezawodność. To miesięczne soczewki kontaktowe przeznaczone do noszenia w trybie dziennym i nocnym. Mają najwyższą przepuszczalność tlenu spośród wszystkich popularnych soczewek miękkich na rynku. Soczewki wyróżnia materiał, z którego są wykonane - Lotrafilcon A. Przepuszcza on około 6 razy więcej tlenu niż materiały, z jakich wykonane były tradycyjne soczewki kontaktowe. Air Optix Night & Day Aqua powierzchnia jest pokryta specjalną plazmą, dzięki której powierzchnia soczewki jest trwała i biokompatybilna. To zapewnia odporność na osady, zwiększa komfort i pomaga zachować zdrowie oczu. 


System nawilżający AQUA.

- Nawilża 

Unikalna substancja nawilżająca tworzy na powierzchni soczewki jedwabistą powłokę ułatwiającą mruganie. 

- Utrzymują wilgoć

 Opatentowany materiał soczewki, który pomaga utrzymać nawilżenie, minimalizuje tempo odwodnienia soczewki. Komfort cały dzień.

Zachowuje wilgoć

Ultra gładka powierzchnia o podwyższonej zwilżalności i doskonałej odporności na osady. 

Skład: 76% lotrafilcon A, 24% woda
Płyn, gdzie soczewki pływają: 1% Copolymer 845. 

Produkt w opakowaniu:

moje parametry: -3.25; średnica: 8.4

W pojemniczku:




Na oku:





Szczegóły:


Cena i dostępność: soczewki otrzymałam jak produkt ze współpracy z Domem Soczewki. Normalnie można je dorwać właśnie tam, gdzie kosztują ok. 28 zł za sztukę.
 Zapach: bez zapachu.
Konsystencja: glutek na gałkę oczną.
 Opakowanie i pojemność: mały, niebieskawy blister, z płynem fizjologicznym, gdzie pływa soczewka. Do kupienia w zestawie (6 sztuk lub 3 sztuki) albo pojedynczo
 Wydajność: dobra. Para soczewek spokojnie starczy na miesiąc użytkowania dzień i noc.
Działanie: przyjemne. Przyznam się szczerze, że to moja pierwsza styczność z soczewkami do użytku tzw. non stop. Wcześniej bowiem lubowałam się w gałkach ocznych, które zdejmowałam wieczorową porą. Niestety, nie było to wygodne w niektórych sytuacjach, gdyż np. będąc na imprezie spontanicznej czy jakimś wypadzie za miasto, człek nie ma ze sobą tego wszystkiego, co jest potrzebne zwykle do "ogarnięcia" soczewek. A więc płyn, pojemniczek i możliwość rąk umycia. Często, gęsto będąc więc w desperacyjnej chęci pójścia spać po hulankach i swawolach, soczewki zdejmowałam brudną łapą i trzymałam w szklance... wody mineralnej. Na szczęście, odkąd zaczęłam testować soczewki 
Air Optix Day & Night nieplanowane imprezy przestały być problemem. Ot mam soczewkę na oczodole, chodzę w niej dzień cały, śpiewam, tańczę, jem pomarańcze, a potem idę po prostu z nią spać. Bez zdejmowania, wydziwiania i kręcenia. Coś wspaniałego! Produkt także łatwo się zaaplikował na gałkę oczną - ot chwila przed lusterkiem, po czym - siup - soczewka na paluch wskazujący, dalej - zerk - na chwilę do góry i - bach - soczewka na miejscu. I to na cały miesiąc. Dodam, że soczewki na dzień i na noc nie podrażniły, nie uczuliły ani nie wysuszyły mi gałki ocznej. Spojrzenie miałam bystre od rana do wieczora i widziałam wszystko zacnie, wyraźnie. Jeśli do tego wszystkiego dodam łatwą dostępność internetową, niską cenę - jak na miesięczny komfort użytkowania - oraz świetne samopoczucie w trakcie noszenia - cóż, och i ach! Polecam wszystkim ślepakom wypróbowanie soczewek Air Optix Day & Night. Wasze krótkowzroczne życie zmieni się na lepsze!
Ocena: 5/5

Produkt ze współpracy, ale recenzja obiektywna.

Miałyście?

Kathy i Leon


PS. Przepraszam za ową białą dziurę w tekście.
Bloger mi świruje...
Próbowałam nawet języka HTML, by to zniwelować, ale nie dało rady.
Może ktoś ma pomysł?

wtorek, 17 listopada 2015

900. Jak wygląda makijaż po 10 godzinach od aplikacji?

Witajcie!

Dziś będzie post eksperymentalny.

Jakiś czas temu postanowiłam sobie, że sprawdzę trwałość kosmetyków, jakie używam do codziennego makijażu.

Dlatego też, zrobiłam zdjęcia porównawcze po świeżutkim i piękniutkim malunku facjaty tuż przed wyjściem do pracy oraz zaraz po powrocie do domostwa z robocizny.

Można rzec, że mimo taniości i powszechności stosowanych przeze mnie kosmetyków efekt końcowy - oprócz makijaż ust - nawet mnie zadowolił.

Zresztą zobaczcie sami.

Oczy rano:


użyte kosmetyki: cienie Lovely Nude Make Up Kit: Klik!; baza pod cienie własnej roboty: Klik!; eyeliner Lovely Pin Up: Klik!, tusz do rzęs Loreal Telescopic Clean Definition: Klik!

Twarz:

podkład Lirene Dermoprogram Nature Matte fluid matujący: Klik!; puder Bell Look Now HD  puder prasowany matujący: Klik!

Usta:

błyszczyk Sensique Star Gloss


I potem wieczorową porą.

Oczy:




Twarz:



Usta:



Jak na 10 godzin braku poprawek i upiększania facjaty, uważam, że i tak nie prezentuje się ona jakoś specjalnie źle.
Cienie i eyeliner na oku zostały, tusz do rzęs również zacnie się trzymał.

Podkład z pudrem ostatkiem sił także widnieją na skórze.

Jedynie pomadka uciekła hen daleko w świat, ale na jej miejscu każdy by uciekł.
W końcu ile można siedzieć bez ruchu.

A Wy zrobicie podobny test trwałości makijażu swego?

Kathy i Leon



Walmart

hx caps

www.uusoccer.ru