GOOGLE TRANSLATOR - SELECT LANGUAGE

Oświadczenie

Nie wyrażam zgody na kopiowanie moich słów ani zdjęć. Jeśli chcesz jakieś z nich wstawić u siebie na blogu - zapytaj. Uszanuj czyjąś pracę - czytaj, komentuj, zadawaj pytania, ale nie kradnij!



Mój stary blog - Karia18

INFORMACJA:

Nowe posty pojawiają się rano, między 7-9!
Aby nie ominąć żadnej notki zapraszam do śledzenia mnie na FB i Instagramie i Tik Toku.

Uprzejmie proszę o klikanie w reklamy! Was to nic nie kosztuje, a ja zbieram na lepszy aparat :)

Moja grupa na FB o wygranej walce z anoreksją: Klik! oraz grupa dla osób zmagających się z ŁZS: Klik

Ceneo.pl

Bielenda

zdrowie

niedziela, 31 sierpnia 2014

461. Kierunek: Rogów!

Witajcie!

Dziś tak tylko na chybcika post uroczy będzie, bowiem iż gdyż azaliż wybieram się zaraz ze znajomymi do słynnego na Polskę całą arboretum w Rogowie.

Z tego co wiem bez zaglądania w wujka Google, ów teren obejmuje bardzo dużo metrów kwadratowych zieleni, urozmaiconych gdzieniegdzie bajorkami i sadzawkami. 
Jedziemy tam więc by zregenerować siły swe, powdychać woń flory wszelakiej i wyciszyć się nieco od nadchodzącego kolejnego tygodnia pracy.

Tak na marginesie, frapuje mnie bardzo czy są tam głębokie i cuchnące bagna, bo jeśli tak, to mam chytry plan zorganizowania tam w przyszłym roku jakiegoś wyjazdu integracyjnego z szefową i całą śmietanką prezesostwa ze stolicy..
A gdy już będą tonąć - oczywiście całkowicie przez przypadek - w odmętach bagiennych, ulituję się nad nimi, ale jedynie pod obietnicą 300% podwyżki.

Tym więc morderczym akcentem kończę apel wyjazdowy, a Wam życzę miłej niedzieli!

Kathy Leonia

PS. Przyszły tydzień będzie wesoły.
Zmiana poranna, a przed zmianę - jazdy bladym świtem od godziny 6 rano...
Oł je!

sobota, 30 sierpnia 2014

460. Anoreksja - co mi zostało po 10 latach od choroby?

Witajcie!

Jak większość z Was wie na podstawie postu tego: Klik! , gdy byłam w wieku mniej więcej 14 lat, zapadłam na anoreksję.

Wszystko zaczęło się książkowo - ot młode dziewczę, trochę przy kości, wyśmiewane z powodu powolności i nieudolności postanawia być fit.
Przechodzi na dietę, mniej je, dużo ćwiczy, biega.

Kilogramy idą w dół, dziewczę wygląda coraz lepiej i zgrabniej, ale jest mu ciągle mało.

 Dochodzą głodówki, tabletki na przeczyszczenie, wyrzucanie jedzenia do kosza na śmieci/toalety.
Waga, dieta, jedzenie...
Wszystko łączy się w błędne koło, uniemożliwiające swobodne myślenie i egzystowanie.

Zaniepokojeni rodzice biorą dziewczę do lekarza, gdzie diagnoza jest oczywista.

Anoreksja, paranoja antyjedzeniowa, jadłowstręt.

Dziewczę ma do wyboru - ale wyschnie na wiór i odleci w siną dal jako proch, albo się ogarnie i weźmie za siebie.
Po ciężkiej walce z samą sobą wola życia i walki zwycięża.

Mija kilka, kilkanaście lat.
Choroba minęła, ale nie wygasa.

Co zostało mi z dawnych, głodowych czasów?

- wstręt do wagi/ważenia się. Nie mogę mieć w mieszkaniu sprzętu do pomiary masy ciała. W sklepach również przechodzę z dala od półek ze zdrowym stylem życia. Bo samo wspomnienie nałogowego ważenia boli,
- awersja do rozmów, pogawędek o odchudzaniu typu: "Kowalska się odchudza, Nowak się odchudza. A Ty , czemu nie gadasz z nami o dietach?" No szlak wtedy trafia na takie pogaduszki. Jak bym im wypaliła, że wszystkie diety świata tego miałam w jednym palcu i znałam na pamięć tabele kaloryczne, to by zaraz jedna z drugą zamknęła,
- słaby wzrok i arytmia serca. Nie dziwota, że od głodówek wszystko się psuje i rozpada. Jak miałam dobry wzrok w gimnazjum, tak potem się był zepsuł. Teraz mam -4,5 i to wcale nie jest przyjemne... Puls mam również nierówny, serce bije niewymiarowo. Ot uroki odchudzania,
- lęk przed powrotem choroby. To jest chyba najgorsze... Gdy mam doła, gdy mam kiepski humor - zjem sobie batonika, czekoladkę... A potem mam wyrzuty sumienia, że mi tyłek rośnie i znowu będę gruba jak dawniej.
- uraz do komentowania mojego wyglądu/sylwetki. "O Leonie, schudłaś? Przytyłaś? Lepiej wyglądasz?" Uwierzcie mi, nie ma nic gorszego niż gadka do byłej anorektyczki, że przytyła. Bo zawsze gdzieś w takiej anorektyczce, drzemie budzik ostrzegawczy, który może się obudzić pod wpływem takich słów...

Tak więc liczcie się ze słowami.
Niewinna czasem dyskusja/aluzja osobie przy kości może zmienić całe jej życie.

Tak jak to się stało w moim przypadku.
- Jaki ten Leon gruby - ktoś kiedyś rzekł.
-Gruba? Nigdy więcej! - powiedziałam sobie gdy miałam lat 14... i zachorowałam na anoreksję.


Kathy Leonia

piątek, 29 sierpnia 2014

459. Wielkie zakupiska!

Witajcie!

Jak rzekłam o moich grzesznych zakupach w dniu wczorajszych, tak nie mogę dłużej tego ukrywać.
Dlatego dziś pokażę Wam zdobycze z szalonych wręcz łowów z Terranovy (outlet na Piotrkowskiej street).

Oto moje moje skarby.
Każde zdjęcie można powiększyć przez "klik" na nie:



bluzki typu T-shirt, rozmiar S - 3,90 zł każda

krótki żakiet, rozmiar S - 25 zł


tuniko-sukienka, rozmiar S - 10 zł
Prawda, że są cudne?
I to za takie marne grosze!

Mówię Wam, nigdy nie byłam świadkiem takich kolejek, i takich bojów o każdą sztukę przecenionych ciuchów.
Bab w sklepie ze 40, każda się kręci, każda Cię przepycha, depcze i sapie nad Tobą.

Istny szał, ale nic dziwnego.
 Spodnie po 10 zł, bluzki po 4 zł, sukienki po 15 zł, marynarki po 30 zł...

Gdybym miała szafę bez dna, wykupiłabym wszystko.

Jeśli jesteście z Łodzi, bo pędźcie do Terranowy.
Wyprzedaż marzeń - i całej letniej kolekcji - trwa do soboty bodajże.

Kathy i Leon

PS. Tak, tak, wiem, że znowu wszystko niebieskie kupiłam...
To rzeczywiście podejrzane.
Może u licha jestem wcieleniem bajkowej Smerfetki?

czwartek, 28 sierpnia 2014

458. Migawki z Częstochowy

Witajcie!

Miał być post zakupowy - tak znowu zgrzeszyłam - ale zamiast tego pokażę Wam kilka ujęć fotograficznych z Chęstochowy.
Owa fotograficzna relacja miała mieć miejsce o wiele, wiele wcześniej, ale oczywista wyleciało mi to z łepetyny, dlatego też dokumentację z wyprawy z 15.08 wstawiałam dopiero w dniu 28.08.

Każde zdjęcie można powiększyć poprzez "klik" na nie:

w drodze na Jasną Górę


widok na klasztor

w kaplicy Maryjnej
ludzie




więcej ludzi
Czemuż zatem się wybrałam do Częstochowy?
Ano dlatego, że to już taka pewna rodzinna tradycja.

Pomijając sakralne właściwości i specyfikę miasta tego, jeżdżę tam z rodzicami już od ponad 8 lat i to zawsze na 15.08, na święto Maryjne.
 I mimo, że od stuleci powyższe święto wygląda podobnie - długa msza, tłumy ludzi, krzyki, śpiewy, ścisk, kocioł, zaduch, krew, pot i łzy - mam sentyment do tego wszystkiego i chętnie tam wracam.

Po wytrwałość, po siły, po nadzieję, po lepsze jutro...


A Wy byliście kiedyś w Częstochowie?

Kathy Leonia

PS. Jazdy przetrwane, było spokojniej i mniej nerwowo.
Miałam rękaw, górkę, rondo, bramę, zjazd, wyjazd, parkowanie.
W sobotę męczymy to wszystko od nowa, aż do nudności...

środa, 27 sierpnia 2014

457. Bojaźń i trwoga, czyli wątpliwości przyszłego kierowcy

Witajcie!

Od samego rana boli mnie brzuch.
I trzęsą mi się ręce.
I mam odruchy skurczowe.

Boję się.

Czego?

Wilka z lasu?
Separatystów na ulicy?
Szefowej?

Nie...

Ogarnia mnie trwoga na samą myśl, że dziś mam kolejne jazdy...
Po sobotnich popisach na szosie: Klik! aż strach się bać, co dziś wyczynię.

Czy czasem kogoś nie rozjadę,
Czy komuś nie urwę nogi, ręki, głowy...
Czy nie zrobię drifta w powietrzu i wyląduje na masce.

Trzy kubki melisy nie pomagają...
Zegar odlicza godziny, minuty, sekundy...

O ludu łódzki, lepiej nie wybieraj się do centrum miasta dziś przed południem...

Kathy i Leon

PS. Rozmowa z szefową jakoś poszła.
Teraz tylko jazdy, trzy zmiany na popołudnie i weekend i... kolejne jazdy.

wtorek, 26 sierpnia 2014

456. Gdy sił braknie... sztachnij się olejkiem cytrynowym!

Witajcie!

Na dworze zimno.
Wieje i huczy wicher, deszcz leje, a ręce marzną.

Myśleć się nie chce, wstawać się nie chce, jeść się nie chce...
Popadać w hibernację?

Nie!

Jest na to sposób i rada bardzo prosta.

Ciekawi?

Oto i lekarstwo:

można powiększyć przez "klik" na zdjęcie

Dla zainteresowanych informacje od producenta:

można powiększyć przez "klik" na zdjęcie

Tak, to ten niepozorny olejek cytrynowy jest antidotum na lenia.
Swój egzemplarz z firmy Etja kupiłam ze trzy miesiące temu w aptece za ok. 10 zł.
Nic tak nie działa na mnie, jak kilka kropelek powyższego, aromatycznego oleidła.

Jak stosuję cudaka?
- wersja na szybko: kilka kropel olejku rozcieram w dłoniach i smaruje sobie delikatnie skronie.
- wersja na wolno: kilka kropel olejku wpuszczam do wanny i robię sobie cytrynową kąpiel.

Jedna i druga opcja sprawdza się idealnie.
Olejek rozgrzewa ciało, odpędza znużenie, senność i daje nam "kopa" w cztery litery.
Piękny, cytrynowy zapach przywołuje w myślach tropiki, lasy deszczowe i drzewka pomarańczowe.
Człowiekowi od razy chce się żyć.

To lepsze niż kawa i wszystkie energetyki razem wzięte, i co najważniejsze, naturalne!

Mówię Wam, jeśli jeszcze nie próbowaliście powyższej metody na przypływ sił to szczerze polecam.
Kopa ma ten olejek!

Kathy Leonia

PS. Chyba dziś wezmę podwójną dawkę melisy, bo coś wczoraj odwaliłam w robocie i czeka mnie niewątpliwie niezbyt miła rozmowa z szefową...

poniedziałek, 25 sierpnia 2014

455. Recenzja: Wibo Eliksir nawilżająca pomadka do ust

Witajcie!

Dziś zmierzę się usta w usta z hitem blogowym mazideł pomadkowych, czyli pomadką z Wibo z serii Eliksir.

Słowo od producenta: "Pomadka nie wysusza ust i dodatkowo sprawia, że stają się aksamitnie miękkie, trwalsza niż błyszczyk, ma najmodniejsze odcienie sezonu. Nabłyszczająca formuła pomadki zapewnia ustom nawilżenie nadając im soczysty kolor. W kolekcji znajduje się 8 modnych i klasycznych odcieni – wystarczy wybrać jeden z nich dla siebie i czarować pięknym uśmiechem. W palecie kolorów znajdą się odcienie różu, brązu i czerwieni. Lekka konsystencja pozwala na łatwe rozprowadzenie się koloru tworząc ochronną powłokę na ustach by prezentowały się nie tylko pięknie ale i zdrowo."

Bohater w opakowaniu:

można powiększyć przez "klik" na zdjęcie

Mój nr to 09.
 Na dłoni:

można powiększyć przez "klik" na zdjęcie

Na ustach:

można powiększyć przez "klik" na zdjęcie

Szczegóły:

 Cena i dostępność: produkt zakupiłam w Rossmanie za ok. 8 zł.
   Zapach: przyjemny, nieco słodki jak dla mnie.
  Konsystencja: fioletowo-różowa maź do barwienia ust.
 Opakowanie i pojemność: opakowanie białe, nieco tandetne i PRLowskie, z literkami wywijasami. Pojemność: 4,2g
   Wydajność: bardzo dobra. Mimo codziennego, kilkukrotnego i kilkumiesięcznego smarowania się owym specyfikiem, zostało go jakieś 3/4.
   Działanie:  przyjemne. Specyfik, jak na pomadkę przystało, nadaje ustom ładny, delikatny kolor, który - niestety - utrzymuje się tylko jakieś 2 lub 3 godziny. Tak więc szału nie ma jeśli chodzi o trwałość, jednakże aplikacja produktu jest na tyle przyjemna i  nieskomplikowana, że chętnie i bez jakiś specjalnych wyrzeczeń, powtarzam ową czynność kilka razy w ciągu dnia. Pomadka ma bowiem kremową konsystencję, która idealnie się rozprowadza po wargach naszych. Oprócz przyjemnych doznań aplikacyjnych, specyfik nawilża i pielęgnuje usta, nie podkreślając suchych skórek. Niska cena, łatwa dostępność i fajna wydajność - mazidło prawie idealnie, gdyby nie fakt kiepskiej trwałości... oraz tzw. rozciapywania i łamania się sztyftu. Spieszę z wyjaśnieniami - kiedy bowiem temperatura otoczenia wzrasta, unikajcie noszenia tejże pomadeczki w torebce, gdyż się wtedy Wam rozlezie... Mimo tych drobnych mankamentów, polecam zainwestować w Wibo Eliksir te 8 zł. To naprawdę zacny produkt do ust na co dzień.
Ocena: 3/5

Znacie?

Kathy i Leon

niedziela, 24 sierpnia 2014

454. Dzień przypałów pełny...

Witajcie!

Zgodnie z naturalną koleją rzeczy, dziś miała być kolejna odsłona lubianej przez Was kulinarnej serii: "Gotujemy w weekend".
Ale niestety nie będzie.
Zatem kosmetycznych łasuchów i łakomczuchów muszę rozczarować.
Nic nie upichciłam mianowicie, bo mam doła.

Dokładnie od wczoraj.

Czemu?
Bo wszystkie przypały i przytrafy świata tego, skumulowały się były w ów sobotni, miniony dzień na mej personie i uderzyły dobitnie w sam środek jestwestwa leonowego.

Konkrety?
Proszę bardzo.

Moja przypałowa historia zaczęła się już od samego rana, kiedy miałam bardzo niemiłą sytuację z pewną niespełna rozumu panią, która nawiedziła mnie podczas dyżury sobotniego w robocie.
Damulka ta - w stroju niedbałym i w stanie świadczącym o zaniedbaniu i zapiciu - weszła niemrawo chwiejnym krokiem do szkoły, rozejrzała się dookoła półprzytomnym wzrokiem, po czym zauważywszy mnie, podeszła i zażądała, żeby pożyczyć jej 50 zł.
Ową sumę miałaby mi oddać, jak tylko wróci jej chłop, który gdzieś tam w Wielkim Świecie "leży" na dolarach... Nie dałam się jednak zwieść tej jakże poruszającej dech historii i grzecznie powiedziałam, że to szkoła, że ja pracuję i niech sobie idzie do MOPS-u. Paniusia natomiast, gdy usłyszała moją odmowę, wpadła w szał, zaczęła walić nogą w posadzkę i  drzeć japę, że wszyscy jesteśmy z Ukraińcami i Rosjanami w zmowie, że ludziom nikt nie pomaga w tym świecie.
Po tej wiązance słownej oburzona zebrała się w sobie i wyszła, pozostawiając mnie w niemałym szoku psychicznym.

Nic więc dziwnego, że po powyższym przeżyciu, nastąpiły kolejny przypały.

Wczorajsze jazdy należały do najgorszych w historii mej potencjalnej kariery drogowej.
Normalnie na niczym nie mogłam się skupić, wszystko mi się chrzaniło, wszystko robiłam źle.
Wjechałam kilka razy pod prąd, zapomniałam zmiany biegów i włączenia kierunkowskazów, po czym - jakby tego było mało - silnik mi zgasł na najbardziej groźnym rondzie w mieście.
Ponadto ścięłam zakręt, potrąciłam słupki na rękawie i gwałtownie wjechałam w krawężnik.
Uwierzcie mi, że mina instruktora była bezcenna w powyższych momentach istnych grozy.
Wysiadałam potem z auta z nogami z waty i łzami w oczach ze złości na siebie...

Ostatnie z kolei przypałowe manewry miały miejsce również na wieczór, podczas imprezy u kumpla.
Mając na uwadze wszystkie ciężkie przeżycia dnia, musiałam się zrelaksować kilkoma łykami trunków kolorowych.
I tak się zapamiętałam w tymże relaksowaniu, że konwersując bujnie ze znajomymi w kuchni, zamiast drinka stojącego na blacie stołu, chciałam wypić płyn do zmywania naczyń, który stał na stole...
Na szczęście cudowna, kwiatowa woń - oraz czuwający gospodarz imprezy - powstrzymali mnie przed tym wybrykiem i niewątpliwym zgonem żołądka...

Choć poranek i tak nie należał do lekkich, łatwych i przyjemnych.

Nie mniej jednak, więcej przypałów dnia wczorajszego już nie pamiętam.
A te, co wymieniłam, postaram się jak najszybciej wymazać z pamięci...

Nigdy więcej takich dni!

Kathy i Leon zbolały...

sobota, 23 sierpnia 2014

453. O promocji w Skarbach Syberii.

Witajcie!

Spieszę do Was na dobry początek dnia sobotniego, iż w sklepie internetowym Skarby Syberii zbliżają się dni pełne dobroci, zwłaszcza dla osób niezbyt zasobnych finansowo.
 Jeśli więc chcesz uzupełnić sobie braki kosmetyczne i nie wydać przy tym fortuny na samą dostawę danego specyfiku, Dni Darmowej Dostawy są właśnie dla Ciebie!
 
  Kilka warunków regulaminowych odnośnie powyższego wydarzenia:

1. Warunkiem wzięcia udziału w promocji jest dokonanie zamówienia poprzez sklep internetowy znajdujący się pod adresem: http://www.skarbysyberii.pl
2. Dodatkowo przy złożeniu zamówienia na kwotę, co najmniej 50 zł Kupujący nabywa prawo do skorzystania z darmowej wysyłki  Kurierem K-ex, lub Paczkomatami Inpost na terenie Polski.
3. Regulamin zakupów dostępny jest pod adresem sklepu w zakładce „Regulamin”
4. Promocja zawiesza możliwość zmiany zamówienia przez Kupującego określoną w punkcie 3 Regulaminu, chyba, że ilość produktów przeznaczonych do sprzedaży promocyjnej pozwoli na zwiększenie zamówienia zgodnie z życzeniem Kupującego.
5. Promocja rozpoczyna się 22.08.2014 o  godzinie 09:00  i trwa do 31.08.2014 do godziny 23:59
6. Zamówienia złożone w dniach od 22.08.2014 do 31.08.04 zostaną wysłane maksymalnie w terminie nie 48 a 72 godzin w dni robocze z uwagi na zwiększoną ilość zleceń.

Tu adnotacja o produktach promocyjnych:
http://skarbysyberii.pl/pl/prices-drop

I o nowościach:
http://skarbysyberii.pl/pl/new-products

Skusicie się na coś?

Kathy Leonia

PS. Pozdrowienia z pracy, jak będę mieć chwilkę do do Was zajrzę.
Mogę też Was przejechać/rozmaślić na asfalcie (przyznać się kto z Łodzi?), więc lepiej w godzinach 14-16 nie wychodźcie dziś na ulice, bo mam jazdy.

piątek, 22 sierpnia 2014

452. Wielkie zakupiska!

Witajcie!

Koniec miesiąca się zbliża, większość ludzi pieniędzy nie ma, a Leon szaleje.
Zamiast oszczędzać na wrześniowy egzamin do prawka, Leon szlaja się po sklepach, buszuje na wyprzedażach tudzież w lumpeksach, czasem zawędruje do drogerii czy perfumerii, gdzie wzdycha do paskudnie drogich kosmetyków.

Tak też było wczoraj.

W ramach odstresowania przed masakrycznie długim dniem, Leon poszedł sobie po jazdach do jednego sklepu i do drugiego.
Na szczęście - dla leonowego portfela - tylko kilka drobnostek dostąpiło zaszczytu przygarnięcia.

Oto i one:

można powiększyć przez "klik" na zdjęcie

można powiększyć przez "klik" na zdjęcie

można powiększyć przez "klik" na zdjęcie

można powiększyć przez "klik" na zdjęcie

można powiększyć przez "klik" na zdjęcie

można powiększyć przez "klik" na zdjęcie
od lewej: Essence Nail Art, krople przyspieszające wysychanie lakieru, Natura, ok. 7 zł; lakier do paznokci Miss Selene nr 171, bazarek, 3 zł.

Rzeczy ubraniowe to spodnio-legginsy z Pepco w rozmiarze 36 za 39,90 każde.
Super wykonane, świetnej jakości, miłe w dotyku, uszlachetnią każdy tyłek, jaki się w nie przyodzieje.

Rzeczy do pazurów zostały kupione całkiem przypadkiem, gdyż tak jakby same wskoczyły do koszyka.
A że szkoda mi ich było porzucać, to wzięłam.
Ciekawi mnie zwłaszcza ten specyfik z Essence; gdzieś czytałam że to podobno polski odpowiednik słynnego i kultowego już Seche Vite, który kosztuje jakieś 30 zł.

A Wy co ostatnio upolowaliście?

Kathy Leonia

PS. Dacie wiarę, że już 6 jazdy za mną?


czwartek, 21 sierpnia 2014

451. Zestaw specjalny na dziś, czyli moc wielka potrzebna.

Witajcie!

W taką deszczową pogodę jak dziś nikomu nie chce się wyściubić nosa z pościeli.
Najchętniej by się leżało dzień cały na jakimś posłaniu jedwabnym, sączyło się dobrą kawkę i zagryzało ciastkiem, okazjonalnie znajdując czas na podrapanie się na uchem.

Niestety nie dziś te numery relaksacyjne.

Za jakąś godzinę jestem zobligowana bowiem wyjść, by stawić czoła kolejnym jazdom i potyczkom komunikacyjnym na mieście.
Do tego dochodzi robocizna na drugą zmianę, a następnie wesoły powrót nocą przez masakrycznie rozkopane miasto, gdyż jakiś czas temu naszej pani prezydent Zdanowskiej zachciało się tworzyć trasę W-Z.
Trasa ta - dla niezainteresowanych - ma usprawnić za jakieś 2 lata (gdy powstanie o czasie, sasasa) komunikację między jedną dzielnicą a drugą.
Jak na razie końca nie widać pracom budowlanym, i cała Łódź przypomina jeden wielki wykop z chaosem..

Aby więc zachować zimną krew we wszystkich powyższych sytuacjach, niechybnie będę potrzebowała wsparcia małego.

Oto i ów zestaw specjalny:


 Od góry:

- kawa, coby się obudzić i nie ziewać
- melisa, coby nie stresować się podczas driftów na zakrętach

Od dołu:

- cukierki Fruittella, coby było miło i słodko
- tabletki z magnezem, coby mózg dobrze pracował i nie parował.


Tylko nie mówcie, że jak to wszystko wypiję/zjem na raz, to mi się pomieszają szare komórki.
Powiadam Wam, że dobrze się mam po takiej końskiej dawce i nic mi nie jest, czyt. jak byłam tak jestem Leonem.

A Wy co zażywacie, aby mieć przysłowiową moc?

Kathy


środa, 20 sierpnia 2014

450. Serum do rzęs Oceanic Long4lashes, efekty po miesiącu.

Witajcie!

Pamiętacie jak jakiś czas temu podniecałam się byłam, jakie to rzekome cud-serum na rzęsy zakupiłam?
Był to specyfik do rzęs z firmy Oceanic o wdzięcznej nazwie Long4lashes.

Kurację miałam rozpocząć już w czerwcu, jednakowoż z racji na artystyczny bałagan i nieład twórczy, produkt ów gdzieś mi się zapodział...
Znalazłam go szczęśliwie dopiero jakiś miesiąc temu, i wtedy też zaczęłam się z nim bliżej zapoznawać.

Dla zapominalskich oto niniejszy bohater:




Obietnice producenta wersja długa:  Klik!
 Obietnice producenta wersja krótka: produkt ma nam rzęsy wzmocnić, wydłużyć, pogrubić i zrobić z nich istne firany.

Pora na miesięczne efekty.
Tak było w lipcu, oko gołe:





Oko pomalowane:




Tak jest teraz, oko gołe:




Oko pomalowane:


Pełna kuracja winna trwać 5 miesięcy, tak więc jestem dopiero w 1/5 drogi do rzęs idealnych.

Nie mniej jednak to co już zauważyłam:
- rzęsy się wydłużyły,
- nieco pogrubiły,
- są bardziej czarne.

Niestety po upływie jakiś 3 tygodni od rozpoczęcia zabawy z mazidłem, zauważyłam większe wypadanie kłaczków podczas demakijażu...
Mam nadzieję, że to szybko minie, bo nie widzi mi się posiadanie trzech długich rzęs na krzyż.

Za miesiąc kolejna odsłona efektów kuracji.

A Wy co myślicie o powyższych rezultatach?

Kathy i Leon

wtorek, 19 sierpnia 2014

449. O smutnym powrocie do rzeczywistości, czyli refleksja krótka nad losem pracowniczym...

Witajcie!

Pierwszy dzień po urlopie był ciężki.
Był wręcz masakryczny...

8 godzin ciągnęło się jak flaki z przeterminowanym olejem, gdyż co 10 minut patrzyłam na zegarek z nadzieją w duszy, że to zaraz koniec mojej zmiany nastąpi.
I jakież to rozczarowanie przeżywałam za każdym takim razem, na prawdę smutną, że przecie godzina 14 tyle ma się do godziny 21 jak wół do smoka.

Szefowa, też nie sprzyjała moim gorzkim, akomodacyjnym starciom pourlopowym z rzeczywistością.
Miast kawkę mi zrobić - wszak głowa firmy winna dbać o dobro pracowników, a już zbolałych pracowników zwłaszcza - to patrzyła się na mnie z miną mało współczującą i z przekąsem kręciła głową.

"Przecie tyle czasu miałaś, żeby wypocząć! Do roboty, żwawo!"

Cóż było począć na takie słowa gorzkie?
Ano nic...
Leon rękawy musiał zakasać, łepetyną poruszyć żwawo, przemyć skronie zimną wodą i działać...
Nikt nie użali się nad nim, że się od robocizny odzwyczaił.

I w tym miejscu tak oto powiadam Wam, że 2 tygodnie to stanowczo za mało, by odpocząć!
Urlop winien trwać przynajmniej miesiąc, w tym: 2 tygodnie wolnego i dwa tygodnie tzw. zapasowe.

Myślę, że wtedy wydajność, jak i siły witalne pracowników wzrosłyby o milion pięćset w skali PKB.

Kto za, kto przeciw, kto się wstrzymał?

Kathy i Leon

PS. Jeśli ktoś chciałby znaleźć się w zaszczytnym gronie tych person, jakich obserwuję, proszę pisać! Mam wielkie i tragiczne opóźnienia, jeśli chodzi o dodawanie ludzi do obserwowanych blogasków...



poniedziałek, 18 sierpnia 2014

448. To będzie ciężki tydzień...

Witajcie!

To co dobre, szybko się kończy...
Urlop mogę uznać za historię.

Dziś ponownie do roboty się udaję, by stawiać czoła wszystkim starym śmieciom kursowym.

Oprócz tego - przez robocizną - będę miała jeszcze 2 godziny jazdy o porannej porze - we wtorek, czwartek i sobotę.
I jakby tego było mało, w sobotę mam przymusową robotę również - postanowienie szefostwa szefów.

Tak więc nie pozostaje mi nic innego, jak się rozdwoić i roztroić.

Mam nadzieję, że melisa plus energetyki dadzą jednakowoż radę...

Kathy i Leon

niedziela, 17 sierpnia 2014

447. Gotujemy w weekend, cz. 14 tarta z kremem, truskawkami, orzechami laskowymi i posypką

Witajcie!

Jak to w niedzielę zwykle bywa, pora na łasuchowanie.

Dziś przychodzę do Was z przepyszną tartą z kremem, truskawkami, orzechami laskowymi i posypką.

Oto jak wyglądała po upieczeniu:







Składniki:

a) ciasto

1,5 szklanki mąki pszennej
80 gr masła
50 gr cukru pudru
2 jajka
łyżeczka proszku do pieczenia


b) krem


 truskawkowy krem do tortów (np. Dr Oetkera)
1 szklanka mleka
30 sztuk orzechów laskowych
ok. szklanka dojrzałych truskawek

c) posypka

gotowa posypka do tortów, np. Dr Oetkera

Czynności:

1. Truskawki dokładnie myjemy i rozgniatamy mikserem/tłuczkiem na uroczą mazię.
2. Orzechy miksujemy na pięknie pachnący pył orzechowy.
3. Na stolnicy ugniatamy ciasto z mąki, jajek, masła, cukru pudru i proszku do pieczenia. Gdy ładnie się nam składniki połączą, formujemy papkę w kulę i wkładamy na ok. 30 min do lodówki, coby się schłodziło nieco.
4. Po ochłodzeniu, ciasto wyjmujemy, wałkujemy i wykładamy nim formę do tarty/tortownicę (posmarowaną uprzednio masłem i posypaną bułką tartą). Tak przygotowaną blachę z ciastem nakłuwamy delikatnie widelcem i wstawiamy do piekarnika nagrzanego do 180 stopni. Pieczemy jakieś 20 min.
5. Gdy ciasto się upichci, wyjmujemy z pieca i odstawiamy do wystygnięcia.
6. Czas na krem! Miksturę truskawkową robimy zgodnie z przepisem na opakowaniu (dodajemy do niej mleko) i miksujemy na najwyższych obrotach ok. 3 min. Gotową papkę mieszamy z rozdrobnionymi orzechami laskowymi.
7. Na upieczone i wystudzone ciasto kładziemy na spód rozgniecione wcześniej truskawki. Na nie ładujemy kremik truskawkowy z orzechami.
8. Całość posypujemy posypką.
9. Tak przygotowany wypiek wkładamy do lodówki na jakieś 3 godziny.
10. Żremy!

Wypróbujecie?

Kathy Leonia

PS. Od jutra koniec urlopu i do roboty...
Chlip, chlip...

sobota, 16 sierpnia 2014

446. Recenzja: Lovely Eyeliner

Witajcie!

Jak szaleć z recenzjami, to szaleć.
Być nie może, to już trzecia z rzędu!

Zapodam Wam dziś słowo o produkcie z Lovely, a dokładnie o eyelinerze.

Słowo od producenta: "Eyeliner wyposażony jest w cieniutki, specjalnie wyprofilowany pędzelek idealny do podkreślenia oka i narysowania linii na górnej powiece. Wyjątkowa, delikatnie kremowa konsystencja, umożliwia łatwą i przyjemną aplikację, nie obciążając delikatnego naskórka powieki."

Mazidło w okazałości:

można powiększyć przez "klik" na zdjęcie

Pędzelek:

można powiększyć przez "klik" na zdjęcie

Na ręku:

można powiększyć przez "klik" na zdjęcie

Na oku:


można powiększyć przez "klik" na zdjęcie

można powiększyć przez "klik" na zdjęcie

Szczegóły:

 Cena i dostępność: produkt zakupiłam w Rossmanie za ok. 6 zł.
   Zapach: neutralny jak dla mnie.
  Konsystencja: czarny smar do rysowania kresek na powiekach.
 Opakowanie i pojemność: opakowanie czarne z uroczym oka rysunkiem i białymi napisami; 4 g pojemności.
   Wydajność: genialna. Produktu używam od - bez mała - 8 miesięcy, a jeszcze myślę, że na trochę starczy.
   Działanie:  bardzo fajne. Specyfik - jak to z założenia eyelinera bywa - służy nam do ozdoby powiek czarną kreską. W tej roli sprawdza się idealnie; cienki pędzelek gładko sunie nad linią rzęs, zostawiając zgrabną, acz intensywnie hebanową kreskę. Tak oto powstała rysa szybko wysycha, trzyma nam się cały dzień, nie rozmazuje się  i przede wszystkim nie odbija się na powiece - nawet tak wściekle tłustej jak u mnie! Warto dodać, że mazidło nie uczula ani nie podrażnia oczodołu mego. Jeśli do tego dodamy niską cenę, super dostępność i wielką wydajność - można rzec, iż to eyeliner idealny! Jeśli jeszcze nie miałyście styczności z tym cudem, to ewidentnie czas najwyższy to zmienić.
Ocena: 5/5

Znacie?

Kathy i Leon


piątek, 15 sierpnia 2014

445. Recenzja: Schwarzkopf Gliss Kur Oli Nutrive, ekspresowa odżywka regeneracyjna z olejkami pielęgnacyjnymi

Witajcie!

Wpadłam w recenzji szał.
Wczoraj były usta, dziś - dla odmiany - włosy.

Zapodam Wam słów kilka o Schwarzkopf Gliss Kur Oli Nutrive, ekspresowej odżywce regeneracyjnej z olejkami pielęgnacyjnymi.

Słowo od producenta: "Ekspresowa odżywka regeneracyjna Gliss Kur Oil Nutritive przeznaczona jest do włosów długich o rozdwajających się końcówkach.
Gliss Kur z olejkami pielęgnacyjnymi: arganowym i shea - zapewnia do 85% łatwiejsze rozczesywanie włosów i do 95% mniej rozdwojonych końcówek. Scan Repair Komplex dokładnie regeneruje i odbudowuje zniszczoną strukturę, bez nadmiernego obciążania włosów.
Odżywka bez spłukiwania."


Bohater w butli:

można powiększyć przez "klik" na zdjęcie

I na dłoni:

można powiększyć przez "klik" na zdjęcie

 
Szczegóły:

Cena i dostępność: produkt zakupiłam pół roku temu w Tesco - na promocji - za ok. 15 zł.
   Zapach: słodki, przyjemny.
  Konsystencja: biało-żółty płyn do psikania na włosy.
 Opakowanie i pojemność: opakowanie plastikowe, przezroczyste z widocznym w środku biało-żółtym płynem - dzięki czemu można śledzić zużycie specyfiku. Dużo obietnic producenta, wyrytych czarnym drukiem. 200 ml pojemności.
   Wydajność: genialna. Produkt używałam dobre pół roku i - gdyby się uprzeć - jeszcze cosik jest na dnie.
   Działanie:  przyjemne acz średnie. Psikadła używałam na dwa sposoby. Mianowicie, przed myciem włosów jako odżywka wstępna w metodzie OMO - w dni bez olejowania - oraz po myciu włosów - w dni z olejowaniem. W obu przypadkach wyrób z Gliss Kura spisywał się podobnie; przed myciem - zabezpieczał kudełki od tzw. " urazów wodnych", po myciu - ułatwiał rozczesanie i minimalnie niwelował puszenie. Warto tu jednak dodać o umiarze aplikacyjnym, bo gdy przedobrzymy ilość mgiełki, wówczas włosiska się nam zestrąkują i wyglądać będą jak zbity pies deszczową porą...  Co natomiast z obietnicami producenta dotyczącymi istnej rewolucji regeneracyjnej i poprawy kondycji czupryny naszej? Oczywista,  można je wsadzić sobie w kosz na śmieci, gdyż odżywienia spektakularnego czy też nagłego sklejenia końcówek nie zauważyłam. A błysk i połysk włosowy? Hm, jeśli już jakieś takie coś było, to bardzo delikatne i tyłka nieurywające. Na plus mogę dodać jednakże genialną wydajność produktu, ładny zapach i dobrą dostępność. Generalnie - polecam dla osób włosowo-niewymagających.
 Ocena: 3/5

Miałyście?

Kathy i Leon

czwartek, 14 sierpnia 2014

444. Recenzja: Oeparol pomadka ochronna do ust

Witajcie!

Jako że dawno nie było pogadanki o mazidłach do ust, pora to nadrobić.

Dlatego dziś mam dla Was słów kilka o pomadce ochronnej do ust z firmy Oeparol.
Moja wersja to malina.

Słowo od producenta: "Pomadka ochronna do ust przeznaczona do codziennej i systematycznej pielęgnacji ust. Natłuszcza i zabezpiecza przed pękaniem i wysychaniem oraz czyni usta delikatnymi i nadaje im świeży wygląd." 

Bohater w opakowaniu:





Na ręku:


Na ustach:



Szczegóły:

 Cena i dostępność: produkt zakupiłam w Biedronce za ok. 8 zł.
   Zapach: delikatny, przyjemny, słodki.
  Konsystencja: przezroczysty sztyft do natłuszczania warg.
 Opakowanie i pojemność: opakowanie białe z czerwonym paskiem i czarnymi literkami; 3,6 g pojemności.
   Wydajność: średnia; taki oto pojemniczek specyfiku zużyłam przez ok. 2 miesiące, podczas gdy normalnie pomadki ochronne starczają mi na pół roku...
   Działanie:  takie sobie. Od pomadki tzw. pielęgnacyjnej, oczekuje przede wszystkim zacnego nawilżenia warg oraz nadania im delikatnego blasku. Dobrze by było, gdyby do tego owe mazidło ładnie pachniało, było tanie, w miarę wydajne i "nie łamało się" w konstrukcji swej podczas aplikacji. Jak się sprawdził wyrób z Oeparolu? Można powiedzieć, że przeciętnie. Coś tam nawilży, coś nabłyszczy, coś odżywi, ale niestety jest to efekt bardzo krótkotrwały. W okresach szczególnej warg suchości (patrz: lato i upał i brak picia), potrafiłam używać pomadki co... 10 minut, by niweczyć nadciągającą na usta pustynię. Z racji więc na takie szalone używanie, nie dziwota, że produkt szybko się kończył. Tyle o wydajności i działaniu. Jeśli natomiast chodzi o cenę, dostępność mazidła - to już jak najbardziej na plus. Nie mniej jednak nie będę co 2 miesiące wydawała 8 zł na coś, co aplikować muszę 6 razy na godzinę... Tak więc - nie polecam.
Ocena: 2/5

Miałyście?

Kathy Leonia

środa, 13 sierpnia 2014

443. Gdy z nieba żarem bucha...

Witajcie!

Normalnie myślałam, że wyzionę i wypocę ducha dnia wczorajszego.
Ledwo dychałam pijąc hektolitry wody i wachlując się prowizorycznym wachlarzem z gazety jakiejś starej.

Mieszkanie w bloku, w nasłonecznionej części od strony ulicy jest naprawdę nie lada wyzwaniem, szczególnie w ten sierpniowy okres spalenizny z nieba.
Okna otworzysz - powietrze nagrzane Cię dusi, okna zamkniesz - jeszcze gorzej...

Można zwariować!

Niby rozumiem że lato...
...że słońce,
...że gorąc,
... że upały,
...że duchota.

Ale u licha 40 stopni w cieniu za oknem to chyba lekko przesada!

Co więc można robić, aby nie wyschnąć na wiór?

Ano to:


 W tej jakże kuszącej szklaneczce znajduję się mój nektar chłodzący.
W jego skład wchodzi przestudzona kawa, lody straciatella i mleko.
Dzięki 3 takim porcjom dziennie jestem w stanie egzystować.

Niestety, mój tyłek ma nieco odmienne zdanie na ten temat - bądź co bądź lody to nie woda i jakieś kalorie mają - ale pocieszam swe cztery litery mówiąc sobie w duchu, że w takiej gorączki i tak cały tłuszcz z żołądka się wypoci.

A Wy jak się ratujecie w obecny upalny czas?

Kathy i Leon




wtorek, 12 sierpnia 2014

442. Włosowa aktualizacja: sierpień 2014

Witajcie!

Na samym początku mała kwestia wyjaśnieniowa, czemu nie było aktualizacji kudłów w lipcu.
Ano już tłumaczę - chęci były, aparat był (w komórce, ale co tam, włosy były, ale zabrakło jednej, maluśkiej rzeczy...

Czasu mianowicie.
Zagoniona, zapędzona i zapracowana, nie byłam w stanie obfotografować włosisk należycie...
Dlategoż nie udało mi się wstawić uroczej, włosowej foci.

Ale teraz, co to innego.
Urlop jest, więc czas jest również!

Spieszę zatem nadrobić kwestię aktualizacyjną i przybywam do Was z kudłami z sierpnia.

Jednym słowem powiem, że jest bez szału.
Za gorąco dla kudłów i za stresowo ostatnio, więc nie prezentują się tak zacnie, jakbym chciała.
Uciekają trochę, puszą się trochę, strąkują i zaginają się we wszystkie świata strony...
Już nawet koczek nad nimi nie panuje...

Sami zobaczcie.
Tak wyglądały w czerwcu:


Tak się prezentują teraz:



Dane poglądowe:

Długość: ok. 58 cm. ( 3 cm pod nożyce poszły precz)
Skręt: wywijas końcówkowy-koczkowy
 Kolor: blondo-rudo-coś.
 Stan: walczę z ŁZS...
Grubość: ok. 7 cm
  Częstotliwość mycia: co 2/3 dni myję
 Olejowanie: co drugie mycie

Produkty używane w lipcu i sierpniu:



Od góry od lewej:

1. Szampon Green Pharmacy do włosów normalnych i przetłuszczających się Nagietek Lekarski - mycie 
2. Szampon przeciwłupieżowy Isana Med - mycie razem z 1.
3. Squamax: Klik! jako alternatywa oliwki Salicylol - do złuszczania naskórka na łepetynie, stosowana co drugie mycie
4. Odżywka Aussie Miracle Moist, z olejkiem z australijskiego Orzecha Makadamia do włosów suchych i pozbawionych blasku - odżywkowanie przed i po myciu

Od dołu: 
1. Aloes z ZSK: Klik! - do szamponu dodawania
2. Keratyna z ZSK - jak wyżej
3. Maść przeciwgrzybiczna własnej produkcji: Klik! - codziennie po czesaniu, wklepywana w łepetynę

+ Olejek z BabyDream: Klik!  (nie ma go na zdjęciu bo się nie zmieścił) - do olejowania wieczorami do drugie mycie

Jak Wasze kudęłki się mają?

Kathy i Leon

PS. Podoba się zmiana szablonowa?

Walmart

hx caps

www.uusoccer.ru