Do napisania tego postu natchnęłam się byłam dzięki serii Anwen brzmiącej podobnie, ale o włosach.
Stwierdziłam więc któregoś dnia, że skoro włosy mogą mieć swą historię, to czemu by nie napisać o rzęsach?
Zwłaszcza, że me rzęsy lekko ze mną nie miały...
Zaczynałam z takim stanem długości rzęs:
![]() |
marzec 2013. |
Jak widać gołym okiem, długość nie powalała.
Zastosowałam więc najpierw kurację olejkiem, tzw. w ramach akcji demakijaż olejkiem. Tak było przed: Klik! i a tak po: Klik!
Tu natomiast krótka przygoda z serum z Eveline: Klik!
Po olejku i niezbyt nieudanym epizodzie z serum Evelinowym, przyszedł czas na mazidło wspomagające z Bell: Klik!
Rzęsy widać że zgęstniały, ale czułam że to jeszcze nie to, że można z nich wyciągnąć.
I tak nastała pora na serum z Oceanic: Klik! i efekty po pierwszym miesiącu: Klik!
Tu natomiast historia rzęs pomalowanych, czyli od zera do bohatera:
![]() |
olejek |
![]() |
Bell |
![]() |
Eveline |
![]() |
Oceanic |
Moje rzęsy przeszły długą drogę.
Od marnych kikutów do w miarę wyglądających kłaków.
Porównanie ze zdjęciem od początku aż do kuracji z serum z Oceanic do teraz robi wrażenie:
![]() |
marzec 2013. |
![]() |
sierpień 2014. |
Nie poddaję się jednakże i walczę dalej z serum z Oceanic, aż do momentu, kiedy urosną na tyle, że dam im spokój.
A jak Wasze rzęsy?
Która z Was ma podobną historię do opowiedzenia?
Kathy i Leon
PS. Pozdrowienia z roboty.
Odwiedzę Was wieczorem jak dam radę...