Witajcie!
Przeziębienie me nie mija niestety, tylko przybiera na sile.
Jak jeszcze wczoraj mogłam mówić z trudem tak dziś owa zdolność komunikacji została mi odebrana.
Udało mi się szeptać przez 8 godzin w pracy tak, aby cokolwiek było mnie słychać, natomiast teraz, gdy wróciłam do domu już mówić nie mogę.
Każde słowo uwiera mi w gardle i zabrania mi cieszyć się z uroków słowotoku.
W gardle mam jedną wielką Saharę połączoną z wiórami i trocinami.
Podobna rzecz dzieje się w mym nosie, który jest paradoksalnie jednocześnie i wyschniety i zapchany glutami.
Nawet głupie krople nie pomagają.
Mój nastrój jest grobowy imało optymistyczny.
Zwłaszcza, że do pracy jutro iść muszę...
Cóż, najwyżej będę gadać na migi...
Kathy Leonia i jej biedne gardełko.
Strony
GOOGLE TRANSLATOR - SELECT LANGUAGE
Oświadczenie
Nie wyrażam zgody na kopiowanie moich słów ani zdjęć. Jeśli chcesz jakieś z nich wstawić u siebie na blogu - zapytaj. Uszanuj czyjąś pracę - czytaj, komentuj, zadawaj pytania, ale nie kradnij!
Mój stary blog - Karia18
Szukaj na tym blogu
Bielenda
zdrowie
wtorek, 30 lipca 2013
poniedziałek, 29 lipca 2013
195. Apsik...
Witajcie!
No i stało się...
Jakby PMS-u, denerwujących ludzi, i cholernego upału na dworze było mało, dopadło mnie letnie przeziębienie.
I w sumie nie wiem, z czego się ono wzięło.
Przecie nie piłam aż tak dużo zimnych napojów i nie latałam rozebrana do majtasów po ulicy.
Mało tego, nawet lodów nie jadłam!
Grzeczna byłam i wyjątkowo o siebie dbałam...
Jednakże widać coś/ktoś mnie rozłożyć wirusem musiało, gdyż kicham i smarkam od dnia wczorajszego, roznosząc miliony zarazków oraz hektolitry mikrobów.
Za najlepszego przyjaciela uważałabym poduszkę i kocyk, ale poprzyjaźnić się z nimi mogłam jedynie w nocy, kiedy to przewracałam się z jednej strony na drugą pocąc się niemiłosiernie.
Gdy bowiem o 7 budził zadzwonił, zwlec się musiałam z bólem z łoża mego, by niezbyt radośnie zacząć się szykować do robocizny na pierwszą zmianę.
W okresie próbnym przecie nie wezmę dnia wolnego, bo nie godnam tego.
Dziś przecie szefu szefowej przyjeżdża zaraz i wszyscy muszą być w kancik elegancik odstawieni i odstrzeleni.
I ja na równi z nimi...
No cóż, stawiłam się a jakże.
Zameldowałam się w komplecie z mymi wirusami i pozarażać zaczynam wszystkich dookoła.
Zemsta za brak wolnego dnia będzie słodka.
Kathy Leonia i jej wirusy.
No i stało się...
Jakby PMS-u, denerwujących ludzi, i cholernego upału na dworze było mało, dopadło mnie letnie przeziębienie.
I w sumie nie wiem, z czego się ono wzięło.
Przecie nie piłam aż tak dużo zimnych napojów i nie latałam rozebrana do majtasów po ulicy.
Mało tego, nawet lodów nie jadłam!
Grzeczna byłam i wyjątkowo o siebie dbałam...
Jednakże widać coś/ktoś mnie rozłożyć wirusem musiało, gdyż kicham i smarkam od dnia wczorajszego, roznosząc miliony zarazków oraz hektolitry mikrobów.
Za najlepszego przyjaciela uważałabym poduszkę i kocyk, ale poprzyjaźnić się z nimi mogłam jedynie w nocy, kiedy to przewracałam się z jednej strony na drugą pocąc się niemiłosiernie.
Gdy bowiem o 7 budził zadzwonił, zwlec się musiałam z bólem z łoża mego, by niezbyt radośnie zacząć się szykować do robocizny na pierwszą zmianę.
W okresie próbnym przecie nie wezmę dnia wolnego, bo nie godnam tego.
Dziś przecie szefu szefowej przyjeżdża zaraz i wszyscy muszą być w kancik elegancik odstawieni i odstrzeleni.
I ja na równi z nimi...
No cóż, stawiłam się a jakże.
Zameldowałam się w komplecie z mymi wirusami i pozarażać zaczynam wszystkich dookoła.
Zemsta za brak wolnego dnia będzie słodka.
Kathy Leonia i jej wirusy.
niedziela, 28 lipca 2013
194. Recenzja: Sensique, osuszacz lakieru do paznokci
Witajcie!
Matko i córko!
Jak dawno nie było postu kosmetycznego...
To zakrawa o normalnie skandal obyczajowy...
Ale spokojnie, dziś już typowo kosmetyczny gest.
Będę bowiem mówiłam o przyjacielu każdej lakieromaniaczki, czyli o osuszaczu do pazurów z Sensique.
Producent tak o nim rzece: "Spray do osuszania paznokci w szybki sposób utrwala emalię, zapobiega matowieniu. Posiada przyjemny, kokosowy zapach. Przyspiesza wysychanie lakieru na płytce paznokcia i ułatwia zrobienie manicure. Przedłuża trwałość lakieru.
Sposób użycia: pomalowane świeżo paznokcie spryskać z odległości ok. 8-10 cm. Poczekać aż płytka paznokcia wyschnie".
Bohater:
I na ręcu:
Szczegóły:
Cena i dostępność: ok. 10/11 zł w Naturze.
Zapach: kokosowy. Nie jest to jednak naturalny aromat rodem z kokosowca, bowiem specyfik trochę zalatuje chemicznymi dodatkami, ale ujdzie w tłoku.
Konsystencja: uroczy, przezroczysty płyn.
Opakowanie i pojemność: biała butla do psikania z czarnymi napisami, licząca sobie 120 ml.
Wydajność: bardzo dobra. Wystarczy jeden "psik" na jedną pomalowaną dłoń i drugi "psik" na dłoń drugą, by pazurki radośnie sobie schły. Mam go ok. 3 miesiące i nadal jest go ponad 3/4 w butli, a używam naprawdę często.
Działania: bardzo fajne. Produkt popsikany na świeżo pomalowane pazury rzeczywiście przyspiesza ich wysychanie - po ok. 1, 2 minutach szpony są suche i możemy wracać do normalnych czynności życiowych bez obawy o umazanie całego otoczenia lakierem naszym. Oprócz poprawienia jakości wysychania lakieru, preparat genialnie przedłuża trwałość lakieru - manicure wytrzymuje ok. 7 dni bez żadnych, nawet drobnych ubytków! Ja używam tego spray praktycznie non-stop od 3 miesięcy i nie wyobrażam już sobie żywota mego bez niego. Jedyne co mi się niezbyt podoba to zbyt chemiczny zapach sprayu, ale przy genialności działania mogę śmiało zatykać nosa podczas aplikacji. Także polecam Wam serdecznie!
Ocena: 4/5
Słyszałyście o tym cudzie?
Kathy Leonia
PS. Praca przy komputerze to jednak zło...
Po całym tygodniu ślęczenia przed monitorem ciężko się tworzy posty zacne...
Matko i córko!
Jak dawno nie było postu kosmetycznego...
To zakrawa o normalnie skandal obyczajowy...
Ale spokojnie, dziś już typowo kosmetyczny gest.
Będę bowiem mówiłam o przyjacielu każdej lakieromaniaczki, czyli o osuszaczu do pazurów z Sensique.
Producent tak o nim rzece: "Spray do osuszania paznokci w szybki sposób utrwala emalię, zapobiega matowieniu. Posiada przyjemny, kokosowy zapach. Przyspiesza wysychanie lakieru na płytce paznokcia i ułatwia zrobienie manicure. Przedłuża trwałość lakieru.
Sposób użycia: pomalowane świeżo paznokcie spryskać z odległości ok. 8-10 cm. Poczekać aż płytka paznokcia wyschnie".
Bohater:
I na ręcu:
Szczegóły:
Cena i dostępność: ok. 10/11 zł w Naturze.
Zapach: kokosowy. Nie jest to jednak naturalny aromat rodem z kokosowca, bowiem specyfik trochę zalatuje chemicznymi dodatkami, ale ujdzie w tłoku.
Konsystencja: uroczy, przezroczysty płyn.
Opakowanie i pojemność: biała butla do psikania z czarnymi napisami, licząca sobie 120 ml.
Wydajność: bardzo dobra. Wystarczy jeden "psik" na jedną pomalowaną dłoń i drugi "psik" na dłoń drugą, by pazurki radośnie sobie schły. Mam go ok. 3 miesiące i nadal jest go ponad 3/4 w butli, a używam naprawdę często.
Działania: bardzo fajne. Produkt popsikany na świeżo pomalowane pazury rzeczywiście przyspiesza ich wysychanie - po ok. 1, 2 minutach szpony są suche i możemy wracać do normalnych czynności życiowych bez obawy o umazanie całego otoczenia lakierem naszym. Oprócz poprawienia jakości wysychania lakieru, preparat genialnie przedłuża trwałość lakieru - manicure wytrzymuje ok. 7 dni bez żadnych, nawet drobnych ubytków! Ja używam tego spray praktycznie non-stop od 3 miesięcy i nie wyobrażam już sobie żywota mego bez niego. Jedyne co mi się niezbyt podoba to zbyt chemiczny zapach sprayu, ale przy genialności działania mogę śmiało zatykać nosa podczas aplikacji. Także polecam Wam serdecznie!
Ocena: 4/5
Słyszałyście o tym cudzie?
Kathy Leonia
PS. Praca przy komputerze to jednak zło...
Po całym tygodniu ślęczenia przed monitorem ciężko się tworzy posty zacne...
piątek, 26 lipca 2013
193. Żyję, żyję.
Witajcie!
Już spieszę z tłumaczeniami.
Za brak wczorajszego posta odpowiada upał, zmęczenie, komputer i bół gałek ocznych.
Dzisiejszy post jest również sponsorowany powyższymi czynnikami.
Ale spokojnie, już jutro sobota.
Tak więc odwiedzę Was radośnie i napiszę coś bardziej ambitnego.
Kathy Leonia, która odlicza godziny do zakończenia zmiany piątkowej.
Już spieszę z tłumaczeniami.
Za brak wczorajszego posta odpowiada upał, zmęczenie, komputer i bół gałek ocznych.
Dzisiejszy post jest również sponsorowany powyższymi czynnikami.
Ale spokojnie, już jutro sobota.
Tak więc odwiedzę Was radośnie i napiszę coś bardziej ambitnego.
Kathy Leonia, która odlicza godziny do zakończenia zmiany piątkowej.
środa, 24 lipca 2013
192. Obsługiwałam polskiego żula...
Witajcie!
Dnia wczorajszego przeżyłam istny szok szoka...
Mianowicie podczas obsługi jednego z panów kursantów, zostałam zaszczycona pocałowaniem w rękę mojej persony.
Może ten fakt nie wpłynąłby zbytnio na spaczenie mej psychiki, jednakże owym kursantem był żul.
Pan żul z ulicy, co śmierdział wódą i potem i moczem.
Czemu się znalazł w szkole językowej?
A tak mu się zamroczyło przed oczami i zawędrowało do nas.
A ja oczywista obsłużyć muszę każdego bez wyjątku.
Nawet żula.
Siedział prawie godzinę face to face przede mną i woniał masakrycznie.
I wcale nie chciał iść...
Opowiadał o życiu, rodzinie co go opuściła i o koczowniczym trybie życia.
Dowiedziałam się, gdzie śmietniki w Łodzi są najlepiej zaopatrzone, a w jakiej dzielnicy są ludzie najbardziej znieczuli na krzywdę innych...
Na szczęście podałam mu niebotyczną kwotę do zapłaty za kurs j. niemieckiego.
Dopiero po tym fakcie się ulotnił.
Uff...
Obym już nigdy czegoś takiego nie doznała...
Kathy Leonia
PS. Post automatyczny, piszę w pracy.
Sasasasa.
Dnia wczorajszego przeżyłam istny szok szoka...
Mianowicie podczas obsługi jednego z panów kursantów, zostałam zaszczycona pocałowaniem w rękę mojej persony.
Może ten fakt nie wpłynąłby zbytnio na spaczenie mej psychiki, jednakże owym kursantem był żul.
Pan żul z ulicy, co śmierdział wódą i potem i moczem.
Czemu się znalazł w szkole językowej?
A tak mu się zamroczyło przed oczami i zawędrowało do nas.
A ja oczywista obsłużyć muszę każdego bez wyjątku.
Nawet żula.
Siedział prawie godzinę face to face przede mną i woniał masakrycznie.
I wcale nie chciał iść...
Opowiadał o życiu, rodzinie co go opuściła i o koczowniczym trybie życia.
Dowiedziałam się, gdzie śmietniki w Łodzi są najlepiej zaopatrzone, a w jakiej dzielnicy są ludzie najbardziej znieczuli na krzywdę innych...
Na szczęście podałam mu niebotyczną kwotę do zapłaty za kurs j. niemieckiego.
Dopiero po tym fakcie się ulotnił.
Uff...
Obym już nigdy czegoś takiego nie doznała...
Kathy Leonia
PS. Post automatyczny, piszę w pracy.
Sasasasa.
poniedziałek, 22 lipca 2013
191. ZaTAGowana
Witajcie!
Dziś dla poniedziałkowego rozluźnienia zapodam Wam TAG, jakim obdarzyć mnie raczyła Cebuleczka.
Co prawda niedawno robiłam podobny odnośnie 50 faktów o mnie: Klik! i: Klik!, jednakże myślę, że coś tam jeszcze mogę wykrzesać z mej pamięci, aby kolejne 7 faktów Wam ukazać.
Tak więc do roboty:
1. Boję się windy. I to panicznie. Zawsze wchodzę po schodach - choćby budynek liczył sobie 10 pięter. Nawet koleżankę ze studiów notorycznie odwiedzałam w bloku, włażąc podczas każdej imprezy dzielnie na 7 piętro, podczas gdy inni wjeżdżali sobie windą. Skąd mój lęk? A oglądałam kiedyś horror z ludźmi, którzy zatrzasnęli się w windzie i zaczęli ginąć jeden po drugim w wielkich mękach i od tego czasu moja noga nigdy już w windzie nie stanęła.
2. Nie zasnę, jeśli mi coś będzie bzyczało nad głową. Letnie wieczory spędzam zatem na wnikliwym wypatrywaniu latających czy siedzących na ścianie komarów i much. Gdy takowe wypatrzę - zabijam i rozmaślam z zimną krwią. Nie spocznę, póki nie przekonam się, że pokój mój jest czysty i wolny od brzęczącego robactwa.
3. Jeśli już mowa o zasypianiu. Nie zasnę również bez naciągniętej poduszki i kołdry na głowę. Nie pytajcie się czemu tak robię. Po prostu, lubię się opatulić.
4. Nie znoszę widoku jak ktoś obgryza swoje paznokcie. Jest to obrzydliwe, ohydne i fuj. Robi mi się niedobrze na sam widok tego procederu.
5. Gdy byłam mała - wiek około przedszkolny - ubzdurałam sobie, po przeczytaniu pewnej encyklopedii opisującej budową anatomiczną człowieka, iż w naszym ciele znajdują się małe ludziki, których zadaniem jest transportowanie na przykład krwi do mózgu parowozami, sprzątanie przestrzeni jelitowej automatycznymi odkurzaczami, czy wiercenie wiertarkami podczas bólów brzucha. Mając na względzie powyższą wiedzę nabytą, zaczęłam się którego razu dziwnie zachowywać, odwiedzając ciągle toaletę. Zdziwiona mama spytała się mnie, czy coś mnie boli. A ja na to odrzekłam, że ludzik mi wierci w tyłku.
6. Nie cierpię biegać za tramwajami czy autobusami. To czynność nie dla cywilizowanych ludzi. Szczególna trauma mi pozostała bowiem po pewnym wydarzeniu, kiedy raz pędząc niczym Robert Kubica do jednego miejskiego środka lokomocji zostałam bezczelnie przytrzaśnięta drzwiami. Wtedy to poczułam się jak to jest, gdy dech człekowi odchodzi.
7. Pierwszą klasę liceum pamiętam jako czas wielkiego zauroczenia się pewnym osobnikiem ze starszej klasy. Od pierwszego wejrzenia zwariowałam na jego punkcie. Jednak co bym nie robiła zalotnego, on miał tendencję do dyskretnego wycofywania się z pola widzenia, kiedy tylko zobaczył mnie. "Ot nieśmiałość"- myślałam sobie. Aby więc ocieplić ową - jak na razie - jednostronną burzę hormonów, zdecydowałam się na tzw. mały wypadek. Mianowicie którego razu niby przypadkiem, przewróciłam się na niego na szkolnych schodach. Ów czyn desperacji jednakże nie zdziałał wiele, bowiem moja big love popatrzyła się na mnie z pogardą i rzekła: "patrz gdzie leziesz". Odkochałam się od razu.
Kathy Leonia
A Wy jakie macie najśmieszniejsze fakty ze swego żywota?
PS. Post automatyczny.
Autorka pracuje.
Pilnie.
Dziś dla poniedziałkowego rozluźnienia zapodam Wam TAG, jakim obdarzyć mnie raczyła Cebuleczka.
Co prawda niedawno robiłam podobny odnośnie 50 faktów o mnie: Klik! i: Klik!, jednakże myślę, że coś tam jeszcze mogę wykrzesać z mej pamięci, aby kolejne 7 faktów Wam ukazać.
Tak więc do roboty:
1. Boję się windy. I to panicznie. Zawsze wchodzę po schodach - choćby budynek liczył sobie 10 pięter. Nawet koleżankę ze studiów notorycznie odwiedzałam w bloku, włażąc podczas każdej imprezy dzielnie na 7 piętro, podczas gdy inni wjeżdżali sobie windą. Skąd mój lęk? A oglądałam kiedyś horror z ludźmi, którzy zatrzasnęli się w windzie i zaczęli ginąć jeden po drugim w wielkich mękach i od tego czasu moja noga nigdy już w windzie nie stanęła.
2. Nie zasnę, jeśli mi coś będzie bzyczało nad głową. Letnie wieczory spędzam zatem na wnikliwym wypatrywaniu latających czy siedzących na ścianie komarów i much. Gdy takowe wypatrzę - zabijam i rozmaślam z zimną krwią. Nie spocznę, póki nie przekonam się, że pokój mój jest czysty i wolny od brzęczącego robactwa.
3. Jeśli już mowa o zasypianiu. Nie zasnę również bez naciągniętej poduszki i kołdry na głowę. Nie pytajcie się czemu tak robię. Po prostu, lubię się opatulić.
4. Nie znoszę widoku jak ktoś obgryza swoje paznokcie. Jest to obrzydliwe, ohydne i fuj. Robi mi się niedobrze na sam widok tego procederu.
5. Gdy byłam mała - wiek około przedszkolny - ubzdurałam sobie, po przeczytaniu pewnej encyklopedii opisującej budową anatomiczną człowieka, iż w naszym ciele znajdują się małe ludziki, których zadaniem jest transportowanie na przykład krwi do mózgu parowozami, sprzątanie przestrzeni jelitowej automatycznymi odkurzaczami, czy wiercenie wiertarkami podczas bólów brzucha. Mając na względzie powyższą wiedzę nabytą, zaczęłam się którego razu dziwnie zachowywać, odwiedzając ciągle toaletę. Zdziwiona mama spytała się mnie, czy coś mnie boli. A ja na to odrzekłam, że ludzik mi wierci w tyłku.
6. Nie cierpię biegać za tramwajami czy autobusami. To czynność nie dla cywilizowanych ludzi. Szczególna trauma mi pozostała bowiem po pewnym wydarzeniu, kiedy raz pędząc niczym Robert Kubica do jednego miejskiego środka lokomocji zostałam bezczelnie przytrzaśnięta drzwiami. Wtedy to poczułam się jak to jest, gdy dech człekowi odchodzi.
7. Pierwszą klasę liceum pamiętam jako czas wielkiego zauroczenia się pewnym osobnikiem ze starszej klasy. Od pierwszego wejrzenia zwariowałam na jego punkcie. Jednak co bym nie robiła zalotnego, on miał tendencję do dyskretnego wycofywania się z pola widzenia, kiedy tylko zobaczył mnie. "Ot nieśmiałość"- myślałam sobie. Aby więc ocieplić ową - jak na razie - jednostronną burzę hormonów, zdecydowałam się na tzw. mały wypadek. Mianowicie którego razu niby przypadkiem, przewróciłam się na niego na szkolnych schodach. Ów czyn desperacji jednakże nie zdziałał wiele, bowiem moja big love popatrzyła się na mnie z pogardą i rzekła: "patrz gdzie leziesz". Odkochałam się od razu.
Kathy Leonia
A Wy jakie macie najśmieszniejsze fakty ze swego żywota?
PS. Post automatyczny.
Autorka pracuje.
Pilnie.
niedziela, 21 lipca 2013
190. Gotujemy w weekend, cz. 1 - panna cotta
Witajcie!
Jak każdy pracujący człek w tym kraju już od poniedziałku z niecierpliwością wyczekuję soboty i niedzieli.
Weekend to dla mnie bowiem pewnego rodzaju mini-wakacje, kiedy to - choć na dwa dni - mogę się zrelaksować i odstresować po całym tygodniu ciężkiej harówki.
Stwierdziłam zatem ostatnio, że będę celebrować owe weekendy na słodko, tj. że postaram się na każdą sobotę i niedzielę przygotować jakieś danie niekoniecznie bardzo niezdrowe i mało kaloryczne.
Dziś zdecydowałam się na przyrządzenie niebiańskiego, włoskiego deseru, znanego pod nazwą panna cotta.
Oto efekt końcowy:
Korzystałam z tego przepisu: Klik!
Oczywiście nie byłabym sobą, gdybym nieco urozmaiciła ową recepturę.
Zamiast bowiem sosu truskawkowego, zrobiłam wersję z sosem karmelowym (czyli po prostu skarmelizowałam na małym ogniu cukier), a szczyt konstrukcji ozdobiłam bitą śmietaną z Biedronki.
Deser wyszedł przepysznie i przeelegancko.
A Wy co powiecie? Jedliście kiedyś domową panna cottę?
Kathy Leonia
PS. Przyszły tydzień robię na pierwszą zmianę.
Tak więc pisanie postów nowych może być ograniczone.
Jak każdy pracujący człek w tym kraju już od poniedziałku z niecierpliwością wyczekuję soboty i niedzieli.
Weekend to dla mnie bowiem pewnego rodzaju mini-wakacje, kiedy to - choć na dwa dni - mogę się zrelaksować i odstresować po całym tygodniu ciężkiej harówki.
Stwierdziłam zatem ostatnio, że będę celebrować owe weekendy na słodko, tj. że postaram się na każdą sobotę i niedzielę przygotować jakieś danie niekoniecznie bardzo niezdrowe i mało kaloryczne.
Dziś zdecydowałam się na przyrządzenie niebiańskiego, włoskiego deseru, znanego pod nazwą panna cotta.
Oto efekt końcowy:
Korzystałam z tego przepisu: Klik!
Oczywiście nie byłabym sobą, gdybym nieco urozmaiciła ową recepturę.
Zamiast bowiem sosu truskawkowego, zrobiłam wersję z sosem karmelowym (czyli po prostu skarmelizowałam na małym ogniu cukier), a szczyt konstrukcji ozdobiłam bitą śmietaną z Biedronki.
Deser wyszedł przepysznie i przeelegancko.
A Wy co powiecie? Jedliście kiedyś domową panna cottę?
Kathy Leonia
PS. Przyszły tydzień robię na pierwszą zmianę.
Tak więc pisanie postów nowych może być ograniczone.
sobota, 20 lipca 2013
189. Włosowa akualizacja: lipiec.
Witajcie!
Dziś pora na jakże opóźnioną w czasie aktualizację kłaków moich.
Myślę, że jak na niezłe zaniedbanie z mojej strony z powodu braku czasu i sił na regularne olejowanie, wyglądają całkiem znośnie.
Trochę się oczywiście puszą i fochają, ale taka ich już natura i w sumie chyba aż dziwne byłoby to, jakby się puszyć i fochać przestały.
Wypadają również w granicach normy - ok. 30 dziennie.
Najczęściej noszona fryzura?
Kita.
Teraz pora na zdjęcia.
Tak się prezentują obecnie:
A tak było ino miesiąc temu:
Dane poglądowe:
Długość: ok. 55 cm. Nie wiem ile urosło dokładnie, bodajże ok. 3cm.
Skręt: chińsko-czesko-słowacki.
Kolor: jaśniejszy blond - przez to, iż 3 przystanki chodzę na piechotę i słońce mnie grzeje w łepetynę.
Stan: walczę z ŁZS...
Grubość: ok. 7 cm...
Częstotliwość mycia: co 2 dni myję sobie, sobie
Olejowanie: ekhm, teraz to raz na tydzień...
Produkty używane w lipcu - te same co w czerwcu -: Klik!
Do pielęgnacji doszedł szampon Neutralny Naturia Siberica: Klik!
A Wasze kłaki jak tam?
Kathy Leonia
Dziś pora na jakże opóźnioną w czasie aktualizację kłaków moich.
Myślę, że jak na niezłe zaniedbanie z mojej strony z powodu braku czasu i sił na regularne olejowanie, wyglądają całkiem znośnie.
Trochę się oczywiście puszą i fochają, ale taka ich już natura i w sumie chyba aż dziwne byłoby to, jakby się puszyć i fochać przestały.
Wypadają również w granicach normy - ok. 30 dziennie.
Najczęściej noszona fryzura?
Kita.
Teraz pora na zdjęcia.
Tak się prezentują obecnie:
A tak było ino miesiąc temu:
Dane poglądowe:
Długość: ok. 55 cm. Nie wiem ile urosło dokładnie, bodajże ok. 3cm.
Skręt: chińsko-czesko-słowacki.
Kolor: jaśniejszy blond - przez to, iż 3 przystanki chodzę na piechotę i słońce mnie grzeje w łepetynę.
Stan: walczę z ŁZS...
Grubość: ok. 7 cm...
Częstotliwość mycia: co 2 dni myję sobie, sobie
Olejowanie: ekhm, teraz to raz na tydzień...
Produkty używane w lipcu - te same co w czerwcu -: Klik!
Do pielęgnacji doszedł szampon Neutralny Naturia Siberica: Klik!
A Wasze kłaki jak tam?
Kathy Leonia
piątek, 19 lipca 2013
188. O byciu nowym w pracy...
Witajcie!
Zwierzyć się Wam muszę z głębi trzewi.
Otóż mimo, że pracuje już ponad miesiąc, nadal czuje się jak żółtodziób.
Dużo rzeczy jeszcze nie ogarniam, albo ogarniam słabo i potrzebuje pomocy ze strony innych.
W końcu nie edukowałam się do pracy w szkole językowej, tylko do zawodu edytora.
A te dwie specjalności są przecie całkiem różne...
Wiem, że to kwestia czasu, kiedy będę wielce biegła w tym, co mam robić, ale ja już bym chciała teraz i natychmiast wszystko wiedzieć.
Mój charakter perfekcjonisty burzy się i tłamsi w przypadkach, kiedy czegoś nie wiem i ktoś mnie musi oświecać...
Czekam niecierpliwie więc chwili tej, kiedy już żadne zawiłości kursowe czy aplikacyjne nie będą mi stały na przeszkodzie i kiedy to ja będę uważana za znawcę. I wtedy ktoś mnie będzie prosił o pomoc.
Jednakże kwestia znajomości reguł kursów to jedno, a ludzie pracujący to drugie.
Ogólnie współpracownice są w porządku.
Szefowa tak samo.
Ale oczywiście jakiś zgrzyt na tym być musi.
Owym zgrzytem w pracy jej pewna jedna osobistość, co strasznie mi na nerwy działa.
Czemu?
A temu, że zachowuje się, jakby wszystkie rozumy pozjadała.
Ma się za lepszą i mądrzejszą.
No nic dziwnego w sumie - w końcu pracuje o wiele dłużej niż ja...
Ale u licha każdy kiedyś był tym nowym w pracy.
Każdy przeżywał te pierwsze drobne porażki i sukcesy.
Nowego nie należy więc dobijać tym, że nic nie wie i się dopiero uczy.
Nowego trzeba wspierać i być wyrozumiałym dla niego.
A owa panna, niestety zapomniała o tym, że kiedyś była na moim miejscu...
Liczę, że uda mi się dotrzeć do niej jakoś, bo przecie to aż dziwne, że mój urok osobisty jej jeszcze nie powalił.
Kathy Leonia
PS. Piątek!
Czujecie to?
Yeach!
Zwierzyć się Wam muszę z głębi trzewi.
Otóż mimo, że pracuje już ponad miesiąc, nadal czuje się jak żółtodziób.
Dużo rzeczy jeszcze nie ogarniam, albo ogarniam słabo i potrzebuje pomocy ze strony innych.
W końcu nie edukowałam się do pracy w szkole językowej, tylko do zawodu edytora.
A te dwie specjalności są przecie całkiem różne...
Wiem, że to kwestia czasu, kiedy będę wielce biegła w tym, co mam robić, ale ja już bym chciała teraz i natychmiast wszystko wiedzieć.
Mój charakter perfekcjonisty burzy się i tłamsi w przypadkach, kiedy czegoś nie wiem i ktoś mnie musi oświecać...
Czekam niecierpliwie więc chwili tej, kiedy już żadne zawiłości kursowe czy aplikacyjne nie będą mi stały na przeszkodzie i kiedy to ja będę uważana za znawcę. I wtedy ktoś mnie będzie prosił o pomoc.
Jednakże kwestia znajomości reguł kursów to jedno, a ludzie pracujący to drugie.
Ogólnie współpracownice są w porządku.
Szefowa tak samo.
Ale oczywiście jakiś zgrzyt na tym być musi.
Owym zgrzytem w pracy jej pewna jedna osobistość, co strasznie mi na nerwy działa.
Czemu?
A temu, że zachowuje się, jakby wszystkie rozumy pozjadała.
Ma się za lepszą i mądrzejszą.
No nic dziwnego w sumie - w końcu pracuje o wiele dłużej niż ja...
Ale u licha każdy kiedyś był tym nowym w pracy.
Każdy przeżywał te pierwsze drobne porażki i sukcesy.
Nowego nie należy więc dobijać tym, że nic nie wie i się dopiero uczy.
Nowego trzeba wspierać i być wyrozumiałym dla niego.
A owa panna, niestety zapomniała o tym, że kiedyś była na moim miejscu...
Liczę, że uda mi się dotrzeć do niej jakoś, bo przecie to aż dziwne, że mój urok osobisty jej jeszcze nie powalił.
Kathy Leonia
PS. Piątek!
Czujecie to?
Yeach!
czwartek, 18 lipca 2013
187. Hajże na lumpeksy!
Witajcie!
Dziś szybki post z serii moich lumpeksowych zdobyczy.
Wiem, że dawno już nie pokazywałam z nic z tej serii na blogu, ale po prostu nie miałam okazji wyrwać się na łowy do szmateksu mego.
Wczoraj jednakże chwil kilka znalazłam, z racji na fakt iż w tym tygodniu chadzam na drugą zmianę, i udało się mi cosik upolować.
Oto zdobycz moja:
I logo:
Czyż nie jest piękna?
Logo zalatuje trochę podróbką Chaneloską, ale nic to!
Kiecka wygląda bosko na ciele, jest bardzo, ale to bardzo dopasowana, świetnie leży i podkreśla jakże zgrabną sylwetkę moją.
A Wy co o niej sądzicie?
Kathy Leonia
PS. Donoszę uroczyście że dnia wczorajszego minął miesiąc odkąd pracuje...
Jak to zleciało.
Dziś szybki post z serii moich lumpeksowych zdobyczy.
Wiem, że dawno już nie pokazywałam z nic z tej serii na blogu, ale po prostu nie miałam okazji wyrwać się na łowy do szmateksu mego.
Wczoraj jednakże chwil kilka znalazłam, z racji na fakt iż w tym tygodniu chadzam na drugą zmianę, i udało się mi cosik upolować.
Oto zdobycz moja:
sukienka, NO NAME, rozmiar 6 - 5 zł |
Czyż nie jest piękna?
Logo zalatuje trochę podróbką Chaneloską, ale nic to!
Kiecka wygląda bosko na ciele, jest bardzo, ale to bardzo dopasowana, świetnie leży i podkreśla jakże zgrabną sylwetkę moją.
A Wy co o niej sądzicie?
Kathy Leonia
PS. Donoszę uroczyście że dnia wczorajszego minął miesiąc odkąd pracuje...
Jak to zleciało.
wtorek, 16 lipca 2013
186. Recenzja: Eveline Advance Volumiere, skoncentrowane serum do rzęs 3 w 1
Witajcie!
Dziś przyszła pora na słów kilka o odżywce do rzęs z Eveline, jaką kupiłam już dawno, dawno temu, ale którą - rzecz oczywista - przetestowałam dopiero teraz.
Używałam jej zgodnie z zaleceniem przez około miesiąc.
Zanim jednak zaprezentuję Wam co o tym czymś myślę, oto obietnice od producenta: "Zaawansowana technologia dla piękna Twoich rzęs. Nowoczesne serum do rzęs łączy w sobie 3 właściwości: serum odbudowującego, aktywatora wzrostu włosa i bazy pod tusz.
Opatentowany BIO RESTORE COMPLEX ™ gwarantuje głęboką odbudowę, regenetację i ochronę struktury włosa.
Specjalnie zaprojektowana szczoteczka i satynowa konsystencja kosmetyku sprawią, że Twoje oczy nabiorą hipnotyzującego spojrzenia.
W skład serum wchodzą specjalnie dobrane składniki naturalnego pochodzenia:
- BIO RESTORE COMPLEX ™ zawierający proteiny sojowe błyskawicznie wnika w głąb włosa, radykalnie odbudowując i chroniąc jego strukturę oraz zapobiegając wypadaniu rzęs podczas demakijażu.
- Kwas hialuronowy nawilża, rewitalizuje i stymuluje wzrost rzęs.
- D-panthenol skutecznie uelastycznia i odżywia rzęsy od nasady aż po same końce.
Sposób użycia: używać jako baza pod tusz".
Bohater postu:
I jego szczota:
I na rzęsach mych:
Szczegóły:
Cena i dostępność: ok. 10/11 zł w Biedronce i na Allegro.
Zapach: nijaki. Nie umiem go określić dokładnie. Ale nie są to perfumy.
Konsystencja: zacna, biała maź.
Opakowanie i pojemność: biało-zielony plastikowy baniak na kształt buteleczki po tuszu do rzęs. Pojemność: 10 ml.
Wydajność: bardzo dobra. Maziam się tym białym specyfikiem już od ponad miesiąca, a nadal końca jego nie widać.
Działania: kiepskie. I to bardzo. Stosowałam produkt ów sumiennie, co wieczór na rzęsy, nie opuściłam dzielnie ani jednego dnia. Mimo to nie widzę rezultatów ino żadnych. Serum jako potencjalny, cudowny specyfik z obietnic producenta, w ogóle nie wydłużył mi rzęs ani ich nie zagęścił. Rzęsy jak były chińskie, tak są chińskie, tak więc nawet nie zamieszczałam zdjęcia porównawczego z efektem "przed" i "po". Produkt używany jako baza pod tusz również nie zdziałał cudów a wręcz przeciwnie - spowodował obciążenie i wypadanie rzęsisk podczas demakijażu. Jestem zdecydowanie na nie. Szkoda tych 11 zł na tego bubla. Lepsze efekty widziałam podczas nakładania na rzęsy olejek rycynowy...
Ocena: 2/5
A Wy używałyście tego serum?
Jakie macie o nim zdanie?
Kathy Leonia
Dziś przyszła pora na słów kilka o odżywce do rzęs z Eveline, jaką kupiłam już dawno, dawno temu, ale którą - rzecz oczywista - przetestowałam dopiero teraz.
Używałam jej zgodnie z zaleceniem przez około miesiąc.
Zanim jednak zaprezentuję Wam co o tym czymś myślę, oto obietnice od producenta: "Zaawansowana technologia dla piękna Twoich rzęs. Nowoczesne serum do rzęs łączy w sobie 3 właściwości: serum odbudowującego, aktywatora wzrostu włosa i bazy pod tusz.
Opatentowany BIO RESTORE COMPLEX ™ gwarantuje głęboką odbudowę, regenetację i ochronę struktury włosa.
Specjalnie zaprojektowana szczoteczka i satynowa konsystencja kosmetyku sprawią, że Twoje oczy nabiorą hipnotyzującego spojrzenia.
W skład serum wchodzą specjalnie dobrane składniki naturalnego pochodzenia:
- BIO RESTORE COMPLEX ™ zawierający proteiny sojowe błyskawicznie wnika w głąb włosa, radykalnie odbudowując i chroniąc jego strukturę oraz zapobiegając wypadaniu rzęs podczas demakijażu.
- Kwas hialuronowy nawilża, rewitalizuje i stymuluje wzrost rzęs.
- D-panthenol skutecznie uelastycznia i odżywia rzęsy od nasady aż po same końce.
Sposób użycia: używać jako baza pod tusz".
Bohater postu:
I jego szczota:
I na rzęsach mych:
Szczegóły:
Cena i dostępność: ok. 10/11 zł w Biedronce i na Allegro.
Zapach: nijaki. Nie umiem go określić dokładnie. Ale nie są to perfumy.
Konsystencja: zacna, biała maź.
Opakowanie i pojemność: biało-zielony plastikowy baniak na kształt buteleczki po tuszu do rzęs. Pojemność: 10 ml.
Wydajność: bardzo dobra. Maziam się tym białym specyfikiem już od ponad miesiąca, a nadal końca jego nie widać.
Działania: kiepskie. I to bardzo. Stosowałam produkt ów sumiennie, co wieczór na rzęsy, nie opuściłam dzielnie ani jednego dnia. Mimo to nie widzę rezultatów ino żadnych. Serum jako potencjalny, cudowny specyfik z obietnic producenta, w ogóle nie wydłużył mi rzęs ani ich nie zagęścił. Rzęsy jak były chińskie, tak są chińskie, tak więc nawet nie zamieszczałam zdjęcia porównawczego z efektem "przed" i "po". Produkt używany jako baza pod tusz również nie zdziałał cudów a wręcz przeciwnie - spowodował obciążenie i wypadanie rzęsisk podczas demakijażu. Jestem zdecydowanie na nie. Szkoda tych 11 zł na tego bubla. Lepsze efekty widziałam podczas nakładania na rzęsy olejek rycynowy...
Ocena: 2/5
A Wy używałyście tego serum?
Jakie macie o nim zdanie?
Kathy Leonia
poniedziałek, 15 lipca 2013
185. O poniedziałku...
Witajcie!
Weekend stanowczo jest na krótki i za szybko mija.
Nawet nie zdążyłam się obrócić przez jedno ramię po powrocie z piątkowego dnia, a tu już sobota dobiegła końca i niedziela wieczorem stukała do mych drzwi.
Masakra jak ten czas gna.
Kiedy nic nie robiłam - w sensie - gdy dumałam nad sensem życia i szukałam pracy, czas weekendowy nie pędził tak szybko.
Wszystkie dni tygodnia zlewały mi się w jedno wielkie "wolne" i nie miało znaczenia czy to środa czy czwartek czy piątek.
A teraz, gdy szlachetnie pracuję, weekendowa doba ma za mało godzin, bym z czymkolwiek się wyrobiła.
W sobotę bowiem odpoczywam po całym tygodniu, a w niedzielę najczęściej wypadam na miasto ze znajomymi.
A gdzie zakupy, gdzie porządki, gdzie zabiegi pielęgnacyjne?
Ano czasu na takowe brak.
Ale nie narzekam przecie.
Ważne, że mam co robić, nie siedzę w domu i nie obijam się o ściany.
W końcu taka kolej rzeczy - najpierw nauka, potem studia, potem praca, a potem powiększanie niżu demograficznego.
Ot życie.
Kathy Leonia
PS. Post automatyczny.
Autorka się dąsa, bo bardzo nie lubić robić cały tydzień na drugą zmianę...
Weekend stanowczo jest na krótki i za szybko mija.
Nawet nie zdążyłam się obrócić przez jedno ramię po powrocie z piątkowego dnia, a tu już sobota dobiegła końca i niedziela wieczorem stukała do mych drzwi.
Masakra jak ten czas gna.
Kiedy nic nie robiłam - w sensie - gdy dumałam nad sensem życia i szukałam pracy, czas weekendowy nie pędził tak szybko.
Wszystkie dni tygodnia zlewały mi się w jedno wielkie "wolne" i nie miało znaczenia czy to środa czy czwartek czy piątek.
A teraz, gdy szlachetnie pracuję, weekendowa doba ma za mało godzin, bym z czymkolwiek się wyrobiła.
W sobotę bowiem odpoczywam po całym tygodniu, a w niedzielę najczęściej wypadam na miasto ze znajomymi.
A gdzie zakupy, gdzie porządki, gdzie zabiegi pielęgnacyjne?
Ano czasu na takowe brak.
Ale nie narzekam przecie.
Ważne, że mam co robić, nie siedzę w domu i nie obijam się o ściany.
W końcu taka kolej rzeczy - najpierw nauka, potem studia, potem praca, a potem powiększanie niżu demograficznego.
Ot życie.
Kathy Leonia
PS. Post automatyczny.
Autorka się dąsa, bo bardzo nie lubić robić cały tydzień na drugą zmianę...
niedziela, 14 lipca 2013
184. Co dostałam na urodziny?
Witajcie!
Dziś będzie o prezentach.
Ale takich nietypowych.
Dziś będą bowiem chwalić się prezentami urodzinowym.
Mimo, że urodziny miałam dokładnie tydzień temu, tj. 7 lipca, nie zdążyłam w nawale szału pracy zaprezentować Wam to, czym bliscy mnie obdarowali.
Wiem, że to może być pewnie odebrane przez niektórych jako samoprzechwałki, ale u licha urodziny ma się raz w roku.
A 25 lat kończy się raz w życiu.
Owych upominków nie ma jakoś dużo.
Ot drobiazgi - nie licząc kilku zaskórniaków i rodzinnego walenia w plecy i uroczych jakże stwierdzeń typu: "Kaśka stara dupo, ale się postarzałaś już".
Poniżej natomiast ukażę Wam rzeczy te bardziej przyziemne.
To od przyjaciółki:
Od rodziny:
Od przyjaciela:
A to natomiast prezent od siebie samej:
I jak się Wam owe gifty podobają?
Kathy Leonia
PS. O weekendzie, paskudo jedna, czemu tak szybko mijasz?
Dziś będzie o prezentach.
Ale takich nietypowych.
Dziś będą bowiem chwalić się prezentami urodzinowym.
Mimo, że urodziny miałam dokładnie tydzień temu, tj. 7 lipca, nie zdążyłam w nawale szału pracy zaprezentować Wam to, czym bliscy mnie obdarowali.
Wiem, że to może być pewnie odebrane przez niektórych jako samoprzechwałki, ale u licha urodziny ma się raz w roku.
A 25 lat kończy się raz w życiu.
Owych upominków nie ma jakoś dużo.
Ot drobiazgi - nie licząc kilku zaskórniaków i rodzinnego walenia w plecy i uroczych jakże stwierdzeń typu: "Kaśka stara dupo, ale się postarzałaś już".
Poniżej natomiast ukażę Wam rzeczy te bardziej przyziemne.
To od przyjaciółki:
od lewej: COLOR liang mei, neonowo-pomarańczowy lakier do paznokci, SENSIQUE Trendy Colour lip gloss błyszczyk do ust. |
bransoletka |
duologia: Ninni Schulman. |
DAVIDOFF Cool water wave, woda toaletowa 100 ml. |
Kathy Leonia
PS. O weekendzie, paskudo jedna, czemu tak szybko mijasz?
sobota, 13 lipca 2013
183. Recenzja: Pharmaceris H-Keratinum, skoncentrowany szampon do włosów wypadających i osłabionych
Witajcie!
Pora na długo oczekiwaną przez większość recenzyję dotyczącą pewnego szamponu, który stosowałam prawie dwa miesiące.
Mowa bowiem będzie o specyfiku Pharmaceris H-Keratinum Skoncentrowanym Szamponie do włosów osłabionych.
Tak rzecze o nim producent: "Zawiera wyciąg z liści czerwonych winorośli zawierający wysokie stężenie witaminy P i związki polifenolowe, które znacząco wpływają na odżywienie cebulek. Flawonoidy wspomagają ich odporność i przyspieszają naturalny wzrost.
Prowitamina B5 chroni włosy przed szkodliwym działaniem promieni słonecznych. Szampon posiada ph nauralne dla skóry.
Szampon intensywnie wzmacnia włosy, zapobiega ich wypadaniu i rozdwajaniu się końcówek. Po zastosowaniu włosy mają naturalny połysk, łatwo się rozczesują i są bardziej podatne na układanie."
Bohater posta i kudłów:
I na dłoni:
Szczegóły:
Cena i dostępność: ok. 30 zł w aptece.
Zapach: dziwny ale dość przyjemny. Trochę ziołowy, trochę świeży.
Konsystencja: uroczo czerwona maź.
Opakowanie i pojemność: butelka szamponowa, 250 ml pojemności.
Wydajność: genialna! Produkt świetnie się pieni i jest niesamowicie wydajny: na umycie całej głowy wystarczy dosłownie kropla wielkości ziarna grochu. Miałam go ponad dwa miesiące, podczas gdy zwykłe szampony drogeryjne starczały mi na góra miesiąc.
Działania: bardzo fajne. Przede wszystkim - wzmacnia włosy. Odkąd go używałam, włosiska uspokoiły się z wypadaniem z łepetyny i radośnie się trzymają czachy. Poza tym widzę sporo nowych małych antenek sterczących mi z łba. Oprócz kwestii wzmocnieniowej, szampon dobrze oczyszcza włosy, nie wysuszając ich przy tym. Poza tym świetnie się pieni, jest wydajny i nie podrażnia mego skalpu. Co by tu dużo mówić - mimo wysokiej ceny, polecam zdecydowanie go każdemu!
Ocena: 5/5
Kathy Leonia
Pora na długo oczekiwaną przez większość recenzyję dotyczącą pewnego szamponu, który stosowałam prawie dwa miesiące.
Mowa bowiem będzie o specyfiku Pharmaceris H-Keratinum Skoncentrowanym Szamponie do włosów osłabionych.
Tak rzecze o nim producent: "Zawiera wyciąg z liści czerwonych winorośli zawierający wysokie stężenie witaminy P i związki polifenolowe, które znacząco wpływają na odżywienie cebulek. Flawonoidy wspomagają ich odporność i przyspieszają naturalny wzrost.
Prowitamina B5 chroni włosy przed szkodliwym działaniem promieni słonecznych. Szampon posiada ph nauralne dla skóry.
Szampon intensywnie wzmacnia włosy, zapobiega ich wypadaniu i rozdwajaniu się końcówek. Po zastosowaniu włosy mają naturalny połysk, łatwo się rozczesują i są bardziej podatne na układanie."
Bohater posta i kudłów:
w butli |
Szczegóły:
Cena i dostępność: ok. 30 zł w aptece.
Zapach: dziwny ale dość przyjemny. Trochę ziołowy, trochę świeży.
Konsystencja: uroczo czerwona maź.
Opakowanie i pojemność: butelka szamponowa, 250 ml pojemności.
Wydajność: genialna! Produkt świetnie się pieni i jest niesamowicie wydajny: na umycie całej głowy wystarczy dosłownie kropla wielkości ziarna grochu. Miałam go ponad dwa miesiące, podczas gdy zwykłe szampony drogeryjne starczały mi na góra miesiąc.
Działania: bardzo fajne. Przede wszystkim - wzmacnia włosy. Odkąd go używałam, włosiska uspokoiły się z wypadaniem z łepetyny i radośnie się trzymają czachy. Poza tym widzę sporo nowych małych antenek sterczących mi z łba. Oprócz kwestii wzmocnieniowej, szampon dobrze oczyszcza włosy, nie wysuszając ich przy tym. Poza tym świetnie się pieni, jest wydajny i nie podrażnia mego skalpu. Co by tu dużo mówić - mimo wysokiej ceny, polecam zdecydowanie go każdemu!
Ocena: 5/5
Kathy Leonia
czwartek, 11 lipca 2013
182. ZaTAGowana: 50 faktów o mnie, cz. 2
Witajcie!
Z racji na fakt smutny, że po 8 godzinach w robocie oczęta mnie bolą i ciężko mi płodzić jakże to cudne posty kosmetyczne, muszę Was zadowolić na razie pisaniem bez większego sensu.
Tak więc zapraszam na drugą część TAGu:
26. Nie mam prawa jazdy. I jakoś nie ciągnie mnie to tego, bowiem znając me zapędy szalone: Kathy z Leonem za kierownicą=trupy na drogach.
27. Mieliśmy tylko jednego psa. Był z nami 9 lat, po czym zdechł na raka wątroby. Od tego czasu ku chwale pamięci poległego zwierza, inny futrzak w naszym domu nie zagościł.
28. Gdy się urodziłam, miałam nosić imię Amelia, ale że tak się zwała była narzeczona ojca mego, stanęło w końcu na Katarzynie.
29. Moje ulubione powiedzenie to "O losie".
30. Mam ŁZS.
31. Nie cierpię mieć krótkich włosów, bo wtedy czuję się jak baboczłop.
32. Kolczyki zaczęłam nosić dopiero jak miałam lat 21. Przekułam sobie uszy z racji na pierwszy zdany egzamin na studiach.
33. Nie lubię imienia Marta.
34. Miałam szczęście do chłopów o imieniu Michał.
35. Mimo upływających latek, nie czuję jakoś instynktu macierzyńskiego.
36. Boję się głębokiej wody. Bezpiecznie z otchłani morskiej czuję się tylko wtedy, gdy czuję dno pod stopami.
37. Podczas pierwszej lekcji pływania potknęłam się o wystające kafelki z basenu. Gdyby nie koleżanki - bym zrobiła się trupem.
38. Do dentysty chodzę raz na 5 lat. O dziwo jeszcze jakieś zęby mam.
39. Do okulisty chodzę raz na 6 lat. O dziwo jeszcze widzę coś tak.
40. Nie wyjdę z domu bez dokładnego sprawdzenia czy wyłączyłam gaz. Ot, trauma po wieloletnich biadoleniach babci mojej.
41. Nie lubię, jak ktoś przeklina.
42. Nigdy nie paliłam, ani nie zamierzam palić papierosów. Śmierdzi mi to i już.
43. Podobnie jak szpinak, kocham również brokuły i brukselkę!
44. Lubię piec ciasta. Ale w gotowaniu obiadów jakoś nie specjalizuję się zbytnio.
45. Jeśli zbyt długo siedzę przed komputerem, mam wizje, że oślepnę.
46. Pracowałam rok w TP SA.
47. Kocham robić ludziom wodę z mózgu. Uwielbiam sprzedawanie i wciskanie komuś czegoś.
48. Jestem oszczędna.
49. Lumpeksy to najlepsze sklepy!
50. Nie zadaję się z facetami, co śmierdzą.
Kathy Leonia
PS. Post automatyczny.
Autorka relaksuje swe gałki oczne.
Z racji na fakt smutny, że po 8 godzinach w robocie oczęta mnie bolą i ciężko mi płodzić jakże to cudne posty kosmetyczne, muszę Was zadowolić na razie pisaniem bez większego sensu.
Tak więc zapraszam na drugą część TAGu:
26. Nie mam prawa jazdy. I jakoś nie ciągnie mnie to tego, bowiem znając me zapędy szalone: Kathy z Leonem za kierownicą=trupy na drogach.
27. Mieliśmy tylko jednego psa. Był z nami 9 lat, po czym zdechł na raka wątroby. Od tego czasu ku chwale pamięci poległego zwierza, inny futrzak w naszym domu nie zagościł.
28. Gdy się urodziłam, miałam nosić imię Amelia, ale że tak się zwała była narzeczona ojca mego, stanęło w końcu na Katarzynie.
29. Moje ulubione powiedzenie to "O losie".
30. Mam ŁZS.
31. Nie cierpię mieć krótkich włosów, bo wtedy czuję się jak baboczłop.
32. Kolczyki zaczęłam nosić dopiero jak miałam lat 21. Przekułam sobie uszy z racji na pierwszy zdany egzamin na studiach.
33. Nie lubię imienia Marta.
34. Miałam szczęście do chłopów o imieniu Michał.
35. Mimo upływających latek, nie czuję jakoś instynktu macierzyńskiego.
36. Boję się głębokiej wody. Bezpiecznie z otchłani morskiej czuję się tylko wtedy, gdy czuję dno pod stopami.
37. Podczas pierwszej lekcji pływania potknęłam się o wystające kafelki z basenu. Gdyby nie koleżanki - bym zrobiła się trupem.
38. Do dentysty chodzę raz na 5 lat. O dziwo jeszcze jakieś zęby mam.
39. Do okulisty chodzę raz na 6 lat. O dziwo jeszcze widzę coś tak.
40. Nie wyjdę z domu bez dokładnego sprawdzenia czy wyłączyłam gaz. Ot, trauma po wieloletnich biadoleniach babci mojej.
41. Nie lubię, jak ktoś przeklina.
42. Nigdy nie paliłam, ani nie zamierzam palić papierosów. Śmierdzi mi to i już.
43. Podobnie jak szpinak, kocham również brokuły i brukselkę!
44. Lubię piec ciasta. Ale w gotowaniu obiadów jakoś nie specjalizuję się zbytnio.
45. Jeśli zbyt długo siedzę przed komputerem, mam wizje, że oślepnę.
46. Pracowałam rok w TP SA.
47. Kocham robić ludziom wodę z mózgu. Uwielbiam sprzedawanie i wciskanie komuś czegoś.
48. Jestem oszczędna.
49. Lumpeksy to najlepsze sklepy!
50. Nie zadaję się z facetami, co śmierdzą.
Kathy Leonia
PS. Post automatyczny.
Autorka relaksuje swe gałki oczne.
wtorek, 9 lipca 2013
181. Popełniając poważne wykroczenie...
Witajcie!
Chciałam popełnić dziś czyn haniebny.
Mianowicie zachciało mi się napisać posta na bloga w robocie, w godzinach porannych.
Niby wszystko wydawało się sprzyjać moim zamiarom niecnym.
Ot szefowej nie było, ludzi w szkole językowej również brak, połączenie z Internetem działało aż miło.
Zalogowałam się zatem na stronę bloga mego i już spieszyć chciałam do Was ze świeżo powstałą notkę, gdy wtem moim oczom ukazał się komunikat:
"Pokazały się błędy na stronie, zablokowany dostęp programem antywirusowym, brak uprawnień".
Za chorobę nie mogłam tego komunikatu się pozbyć.
Próbowałam i próbowałam, korzystałam z kilku przeglądarek internetowych.
I dupa.
Widać że dane mi jest pisać posty w godzinach pracy...
Co zatem zrobiłam, aby zabić jakoś ów nudny, wolny czas?
Przeczytałam po raz enty artykuły na Onecie...
I tak mi dziś mniej więcej upłynęło godzin pracy 8.
A co u Was?
Kathy Leonia
PS. Wiem, że zaniedbałam pisaninę kosmetyczną.
Ale liczę, że z czasem to nadrobię.
Chciałam popełnić dziś czyn haniebny.
Mianowicie zachciało mi się napisać posta na bloga w robocie, w godzinach porannych.
Niby wszystko wydawało się sprzyjać moim zamiarom niecnym.
Ot szefowej nie było, ludzi w szkole językowej również brak, połączenie z Internetem działało aż miło.
Zalogowałam się zatem na stronę bloga mego i już spieszyć chciałam do Was ze świeżo powstałą notkę, gdy wtem moim oczom ukazał się komunikat:
"Pokazały się błędy na stronie, zablokowany dostęp programem antywirusowym, brak uprawnień".
Za chorobę nie mogłam tego komunikatu się pozbyć.
Próbowałam i próbowałam, korzystałam z kilku przeglądarek internetowych.
I dupa.
Widać że dane mi jest pisać posty w godzinach pracy...
Co zatem zrobiłam, aby zabić jakoś ów nudny, wolny czas?
Przeczytałam po raz enty artykuły na Onecie...
I tak mi dziś mniej więcej upłynęło godzin pracy 8.
A co u Was?
Kathy Leonia
PS. Wiem, że zaniedbałam pisaninę kosmetyczną.
Ale liczę, że z czasem to nadrobię.
niedziela, 7 lipca 2013
180. Ćwierczwiecze minęło...
Witajcie!
Dziś oto dzień wiekopomny.
O godzinie 4.25 rano skończyłam 25 lat.
Czuję się staro.
Dlatego muszę ów smutek zapić.
I to srogo.
Dlatego wybaczcie, jeśli Was dziś nie odwiedzę.
Kathy Leonia
PS. Tortu Wam nie pokażę, bo został już zjedzony.
PS2. W tym tygodniu będę robić od rana.
Tak więc z pisaniem postów może być ciężko...
Nie mniej jednak postaram się coś skrobnąć, abyście się nie nudzili.
Dziś oto dzień wiekopomny.
O godzinie 4.25 rano skończyłam 25 lat.
Czuję się staro.
Dlatego muszę ów smutek zapić.
I to srogo.
Dlatego wybaczcie, jeśli Was dziś nie odwiedzę.
Kathy Leonia
PS. Tortu Wam nie pokażę, bo został już zjedzony.
PS2. W tym tygodniu będę robić od rana.
Tak więc z pisaniem postów może być ciężko...
Nie mniej jednak postaram się coś skrobnąć, abyście się nie nudzili.
sobota, 6 lipca 2013
179. ZaTAGowana: 50 faktów o mnie, cz. 1.
Witajcie!
W ramach sobotniego relaksu, stwierdziłam, że rozweselę Was nieco, przybliżając Wam po trochu moją osobę.
Myślę, że najlepszym do tego elementem, będzie podanie pewnych faktów z życia mojego wziętych.
Ale że podanie na raz 50 różnych rzeczy o mnie może co u niektórych wywołać palpitację serca, podzielę ów TAG na dwie części.
Tak więc do roboty:
1. Boję się wystających korzeni drzew. Obrzydza mnie wyrywanie chwastów z korzeniami, czy widok drzew z wyrwanymi kończynami dolnymi.
2. Kocham szpinak miłością ogromną i wszelaką. Mogę go jeść codzienie.
3. Nie cierpię latających nade mną gołębi, wróbli, czy innego ptactwa miejskiego.
4. Mam brata młodszego o 2 lata.
5. Nie lubię swojego imienia.
6. Zawsze chciałam się nazywać Magdalena.
7. Jestem przesądna.
8. Mieszkam nadal z babcią i rodzicami w domu.
9. Ukończyłam w szkole podstawowej kurs szybkiego czytania.
10. Potrafię przeczytać książkę 300 stronicową w godzinę i - o dziwo - pamiętaj potem o co w niej chodziło.
11. Jeśli mnie jakaś osoba wkurza - nie potrafię udawać, że ją lubię.
12. Dzień bez komputera - dzień stracony!
13. Mam kompleks cyckowy.
14. Dzień przed balem gimnazjalnym wpadłam na genialny pomysł upiększenia się i wydepilowałam sobie brwi tak, że wyglądałam jak cyt. stara piz***.
15. Uwielbiam flirtować niezależnie od tego, czy źródłem potencjalnego "ataku" z mojej strony jest chłopak mojej koleżanki czy nieznajomy w pracy.
16. Jestem krótkowidzem. Mam -4 w obu gałkach ocznych.
17. Okulary zaczęłam nosić dopiero wtedy, gdy własnego ojca nie poznałam na ulicy i powiedziałam mu: "dzień dobry panu", myląc go z sąsiadem.
18. Jestem rannym ptaszkiem. Budzę się o 7/8 rano zarówno w dzień wolny jak i pracujący.
19. Kochałam wino marki Komandos z Biedronki! Jaka szkoda, że ów trunek już nie produkują...
20. Jak byłam mała bawiłam się z pajączkami w tzw. karuzelę. Brałam pajączka mianowicie za nóżkę i kręciłam biedaka.
21. Przed studniówką przycięłam sobie rzęsy w lewym oku, wierząc w usłyszaną gdzieś mądrość gazetową, że dzięki temu rzęsy rosnąć będą długo i szczęśliwie.
22. Miałam 8 chłopaków.
23. Pierwszy raz całowałam się w wieku lat 12.
24. Miałam konto na Sympatii.
25. Jak mam PMS, to lepiej mnie nie denerwować!
Jeśli ktoś po przeczytaniu powyższych faktów nadal ma ochotę się ze mną zadawać, to jest mi niezmiernie miło!
Kathy Leonia
PS. Post automatyczny. Autorka pichci ciasto i inne specyfiki kulinarne na swoje jutrzejsze urodziny.
W ramach sobotniego relaksu, stwierdziłam, że rozweselę Was nieco, przybliżając Wam po trochu moją osobę.
Myślę, że najlepszym do tego elementem, będzie podanie pewnych faktów z życia mojego wziętych.
Ale że podanie na raz 50 różnych rzeczy o mnie może co u niektórych wywołać palpitację serca, podzielę ów TAG na dwie części.
Tak więc do roboty:
1. Boję się wystających korzeni drzew. Obrzydza mnie wyrywanie chwastów z korzeniami, czy widok drzew z wyrwanymi kończynami dolnymi.
2. Kocham szpinak miłością ogromną i wszelaką. Mogę go jeść codzienie.
3. Nie cierpię latających nade mną gołębi, wróbli, czy innego ptactwa miejskiego.
4. Mam brata młodszego o 2 lata.
5. Nie lubię swojego imienia.
6. Zawsze chciałam się nazywać Magdalena.
7. Jestem przesądna.
8. Mieszkam nadal z babcią i rodzicami w domu.
9. Ukończyłam w szkole podstawowej kurs szybkiego czytania.
10. Potrafię przeczytać książkę 300 stronicową w godzinę i - o dziwo - pamiętaj potem o co w niej chodziło.
11. Jeśli mnie jakaś osoba wkurza - nie potrafię udawać, że ją lubię.
12. Dzień bez komputera - dzień stracony!
13. Mam kompleks cyckowy.
14. Dzień przed balem gimnazjalnym wpadłam na genialny pomysł upiększenia się i wydepilowałam sobie brwi tak, że wyglądałam jak cyt. stara piz***.
15. Uwielbiam flirtować niezależnie od tego, czy źródłem potencjalnego "ataku" z mojej strony jest chłopak mojej koleżanki czy nieznajomy w pracy.
16. Jestem krótkowidzem. Mam -4 w obu gałkach ocznych.
17. Okulary zaczęłam nosić dopiero wtedy, gdy własnego ojca nie poznałam na ulicy i powiedziałam mu: "dzień dobry panu", myląc go z sąsiadem.
18. Jestem rannym ptaszkiem. Budzę się o 7/8 rano zarówno w dzień wolny jak i pracujący.
19. Kochałam wino marki Komandos z Biedronki! Jaka szkoda, że ów trunek już nie produkują...
20. Jak byłam mała bawiłam się z pajączkami w tzw. karuzelę. Brałam pajączka mianowicie za nóżkę i kręciłam biedaka.
21. Przed studniówką przycięłam sobie rzęsy w lewym oku, wierząc w usłyszaną gdzieś mądrość gazetową, że dzięki temu rzęsy rosnąć będą długo i szczęśliwie.
22. Miałam 8 chłopaków.
23. Pierwszy raz całowałam się w wieku lat 12.
24. Miałam konto na Sympatii.
25. Jak mam PMS, to lepiej mnie nie denerwować!
Jeśli ktoś po przeczytaniu powyższych faktów nadal ma ochotę się ze mną zadawać, to jest mi niezmiernie miło!
Kathy Leonia
PS. Post automatyczny. Autorka pichci ciasto i inne specyfiki kulinarne na swoje jutrzejsze urodziny.
piątek, 5 lipca 2013
178. Zdobienia paznokciowe: kropkomania
Witajcie!
Pora przedstawić oto moje szybkie manicure, które udało mi się zmalować w wolnej chwili.
Oczywiście nie mogło zabraknąć kropek!
Oto efekt:
Użyte produkty:
Szczegóły:
-lakier główny: lakier H i M Nail Polish Nude, nr 10, stoisko kosmetyczne H i M, 5 zł
(mój ulubieniec ostatnich tygodni. Kupiłam go w trójpaku razem z dwoma innymi lakierami z H i M: Klik! . Lakier nude to zdecydowanie najlepszy specyfik z tej całej trójcy. Świetnie się rozprowadza na pazurze, kryje już po jednej warstwie, nie śmierdzi. Poza tym szybko wysycha i wytrzymuje na paznokciach ok. 4 dni bez top coatu. Jednym słowem - cudo!)
- kropki: lakier WIBO art liner, nr 8: Klik!
I co sądzicie o tym jakże twórczym tworze?
Kathy Leonia
PS. Uf, wreszcie piątek! Dwa dni bez jednej, strasznie irytującej mnie blond dziouchy w pracy!
Pora przedstawić oto moje szybkie manicure, które udało mi się zmalować w wolnej chwili.
Oczywiście nie mogło zabraknąć kropek!
Oto efekt:
Użyte produkty:
od góry: lakier WIBO art liner, nr 8; lakier H i M Nail Polish Nude, nr 10. |
-lakier główny: lakier H i M Nail Polish Nude, nr 10, stoisko kosmetyczne H i M, 5 zł
(mój ulubieniec ostatnich tygodni. Kupiłam go w trójpaku razem z dwoma innymi lakierami z H i M: Klik! . Lakier nude to zdecydowanie najlepszy specyfik z tej całej trójcy. Świetnie się rozprowadza na pazurze, kryje już po jednej warstwie, nie śmierdzi. Poza tym szybko wysycha i wytrzymuje na paznokciach ok. 4 dni bez top coatu. Jednym słowem - cudo!)
- kropki: lakier WIBO art liner, nr 8: Klik!
I co sądzicie o tym jakże twórczym tworze?
Kathy Leonia
PS. Uf, wreszcie piątek! Dwa dni bez jednej, strasznie irytującej mnie blond dziouchy w pracy!
czwartek, 4 lipca 2013
177. Pół roku Kathy z Leonem!
W natłoku codzienności dnia powszedniego, zapomniałam wczoraj o pewnym doniosłym wydarzeniu!
Otóż dokładnie 03 lipca minęło pół roku, odkąd zaczęłam blogowanie w kosmetycznym wydaniu.
Ciężko mi było z początku przyzwyczaić się do Kathy Leonii, zwłaszcza że przez 7 lat byłam znana jako Karia.
Jednakowoż powoli pokochałam to miejsce na blogspocie i teraz to paradoksalnie Kathy z Leonem wypełnia cała moją uwagę, a na Karię zaglądam i piszę z sentymentu do tego miejsca.
Prawda, jak to szybko zleciało?
Dopiero przecież był styczeń i zaraz po nim nastał luty, wypełnionymi moimi zmaganiami z pisaniem magisterki. Następnie marzec i nieoczekiwana moja obrona pracy dyplomowej, a potem kwiecień, maj i czerwiec - miesiące pełne słodkiego lenistwa, przeplatanego zarazem z gorączkowym szukaniem pracy.
A Wy ciągle byliście i jesteście ze mną.
Przez ten cały okres półroczny wspieracie mnie i podnosicie na duchu, a także czytacie moje dumania.
To jest naprawdę cudowne i wzruszające, zwłaszcza, że nie organizowałam miliona pięciuset rozdań z drogimi kosmetykami do wygrania, czym niestety większość blogerek pragnie przyciągać publikę do siebie.
Wierzę bowiem osobiście, że prawdziwy bloger to ten, który swoją pisaniną sprawia, że ludzie do niego się garną i chcą go czytać 24 godziny na dobę.
I dlatego też mam nadzieję, że to właśnie przez moją wyjątkową kulturę słowa pisanego mam tylu zacnych Czytelników i Obserwatorów.
Co mi pozostaje zatem?
Chyba tylko podziękować Wam wszystkim i każdemu z osobna.
A świętować możemy przy tym oto niedawnym słodkim tworze moim:
Przepis pochodzi stąd: Klik!
Zmodyfikowałam go nieco, bowiem zamiast pomarańczy dodałam brzoskwinie z puszki, a formę tortową zastąpiłam prostokątną blachą.
Chce ktoś dokładkę?
Kathy Leonia, która odwiedzi Was jutro, bo dziś się jej mózg topi.
środa, 3 lipca 2013
176. Środowe dumanie
Witajcie!
Nie wiem jak Wy, ale ja uważam, że środa winna być dniem wolnym od pracy.
Właśnie w środę dopada mnie zmęczenie po poniedziałku i wtorku i marzyć zaczynam o weekendzie, kiedy to nikt nie będzie mi truł co mam, a czego nie mam robić.
Dlatego też apeluję do naszego rządu, skorego wielce do reform wszelakich, żeby każdą środę uczyć oto dniem wolnym.
Człek przecie powinien mieć taki jeden dzień w środku tygodnia, żeby nieco odpocząć i mieć więcej siły i energii do robocizny.
Ale niestety.
Siła rządowa głucha pozostanie pewnie na me korne błagania, bo cóż znaczy głos takiej nieważnej politycznie persony mojej zarabiającej grosze marne...
Cóż zatem pozostaje?
Ano trzeba mocno uzbroić się w cierpliwość, zaciskając póki co portfel i zęby, przy jednoczesnej nadziei na lepsze jutro...
Kiedy to człowiek po studiach filologicznych bez problemu znajdzie pracę w swoim wyuczonym zawodzie i nie będzie miał ochoty podrzeć swego dyplomu na kawałki.
Kathy Leonia
PS. Post automatyczny.
Autorka ma doła filologicznego.
Nie wiem jak Wy, ale ja uważam, że środa winna być dniem wolnym od pracy.
Właśnie w środę dopada mnie zmęczenie po poniedziałku i wtorku i marzyć zaczynam o weekendzie, kiedy to nikt nie będzie mi truł co mam, a czego nie mam robić.
Dlatego też apeluję do naszego rządu, skorego wielce do reform wszelakich, żeby każdą środę uczyć oto dniem wolnym.
Człek przecie powinien mieć taki jeden dzień w środku tygodnia, żeby nieco odpocząć i mieć więcej siły i energii do robocizny.
Ale niestety.
Siła rządowa głucha pozostanie pewnie na me korne błagania, bo cóż znaczy głos takiej nieważnej politycznie persony mojej zarabiającej grosze marne...
Cóż zatem pozostaje?
Ano trzeba mocno uzbroić się w cierpliwość, zaciskając póki co portfel i zęby, przy jednoczesnej nadziei na lepsze jutro...
Kiedy to człowiek po studiach filologicznych bez problemu znajdzie pracę w swoim wyuczonym zawodzie i nie będzie miał ochoty podrzeć swego dyplomu na kawałki.
Kathy Leonia
PS. Post automatyczny.
Autorka ma doła filologicznego.
wtorek, 2 lipca 2013
175. Wielkie zakupiska!
Witajcie!
Spieszę Wam donieść, że oto dnia wczorajszego otrzymałam do rąk własnych umowę swoją.
Tak więc jestem zatrudniona prawnie i legalnie i już nie muszę obawiać się braku ubezpieczenia zdrowotnego.
Jedyne co mnie nieco wybiło z radości, to świadomość stawki wynagrodzenia miesięcznego...
Aż wstyd się przyznać jak mało pieniędzy będzie mi wpadać co miesiąc na konto...
No ale nic to.
Lepszy marny pieniądz niż żaden.
Aby więc poprawić nieco swój wisielczy humor,udałam się byłam na szybkie zakupy.
A wiadomo nie od dziś, że najlepszym przyjacielem każdej baby są kosmetyki.
Oto, co upolowałam:
Kiedy tylko ucapiłam powyższe mazidła z półki sklepowej i przyniosłam je do chałupy, od razu poczułam się lepiej.
Niech żyją wszystkie drogerie świata razem wzięte!
Kathy Leonia
Spieszę Wam donieść, że oto dnia wczorajszego otrzymałam do rąk własnych umowę swoją.
Tak więc jestem zatrudniona prawnie i legalnie i już nie muszę obawiać się braku ubezpieczenia zdrowotnego.
Jedyne co mnie nieco wybiło z radości, to świadomość stawki wynagrodzenia miesięcznego...
Aż wstyd się przyznać jak mało pieniędzy będzie mi wpadać co miesiąc na konto...
No ale nic to.
Lepszy marny pieniądz niż żaden.
Aby więc poprawić nieco swój wisielczy humor,udałam się byłam na szybkie zakupy.
A wiadomo nie od dziś, że najlepszym przyjacielem każdej baby są kosmetyki.
Oto, co upolowałam:
Produkty od tyłu:
a) i b) BELL lip tint, odcień 11 i 13, Biedronka, ok. 7 zł
c) tusz do rzęs LOVELY Pump Up, Rossman, ok. 10 zł
d) kredka do oczu czarna, WIBO, ok. 5 zł
Kiedy tylko ucapiłam powyższe mazidła z półki sklepowej i przyniosłam je do chałupy, od razu poczułam się lepiej.
Niech żyją wszystkie drogerie świata razem wzięte!
Kathy Leonia
poniedziałek, 1 lipca 2013
174. Kup sobie ciucha, czyli efoxcity.com po raz trzeci!
Witajcie!
Dziś przychodzę do Was ponownie z notką na temat mego ulubionego, internetowego sklepu, jakim jest: www.efoxcity.com.
Już bowiem po raz trzeci mam przyjemność współpracować z przesympatyczną Blair, która jakiś tydzień temu zaproponowała mi, abym napisała słów kilka o owym sklepie.
Nie wahałam się ani chwili - uwielbiam oryginalną biżuterię z www.efoxcity.com.
Ostatnio jednak w oko wpadły mi również zabójczo eleganckie discount homecoming dresses , a także urocze celebrity dresses.
Tęskno wzdycham ponadto do online shopping mall.
Aby nie być gołosłowną, zapodam oto Wam kilka propozycji ubraniowych z http://www.efoxcity.net/:
Nie muszę chyba Wam mówić, że mi osobiście najbardziej podobają mi się te dwie niebieskie kreacje?
A Wam które kiecki skradły dech?
Kathy Leonia
PS. Jest 1 lipca, a ja nadal widzę obserwatorów swoich.
A zgodnie z zapowiedziami ze strony Google - od dnia dzisiejszego funkcja obserwowania blogów miała zniknąć.
Dziwne.
Dziś przychodzę do Was ponownie z notką na temat mego ulubionego, internetowego sklepu, jakim jest: www.efoxcity.com.
Już bowiem po raz trzeci mam przyjemność współpracować z przesympatyczną Blair, która jakiś tydzień temu zaproponowała mi, abym napisała słów kilka o owym sklepie.
Nie wahałam się ani chwili - uwielbiam oryginalną biżuterię z www.efoxcity.com.
Ostatnio jednak w oko wpadły mi również zabójczo eleganckie discount homecoming dresses , a także urocze celebrity dresses.
Tęskno wzdycham ponadto do online shopping mall.
Aby nie być gołosłowną, zapodam oto Wam kilka propozycji ubraniowych z http://www.efoxcity.net/:
Nie muszę chyba Wam mówić, że mi osobiście najbardziej podobają mi się te dwie niebieskie kreacje?
A Wam które kiecki skradły dech?
Kathy Leonia
PS. Jest 1 lipca, a ja nadal widzę obserwatorów swoich.
A zgodnie z zapowiedziami ze strony Google - od dnia dzisiejszego funkcja obserwowania blogów miała zniknąć.
Dziwne.
Subskrybuj:
Posty (Atom)