Witajcie!
Dziś przychodzę do Was ze świeżą relacją szpitalną.
Otóż, jak zapewnie wiecie, kilka dni temu miałam zabieg usuwania mięska cewkowego: Klik!
Na całe szczęscie owa procedura chirurgiczna zakończyła się sukcesem i gdy jako tako doszłam do siebie, postanowiłam, że napiszę Wam moje wrażenia po tejże operacji.
Na samym początku zacznę od tego, że wiedziałam mniej więcej jak ó zabieg będzie wyglądał.
Ot wezmą mnie na stół, podadzą znieczulenie miejscowe, wytną laserowo rosnącego tam polipa, trochę tam pojęczę, ale tego samego dnia wyjdę do domu.
Oj, ależ to było mylne przekonanie...
Cała zabawa zaczęła się od samego rana, już w izbie przyjęć.
Miałam stawić się tam na godzinę 8, na czczo, jedyne co wcześniej mogłam pić, to zwykłą wodę.
Pomna zatem tych wytycznych, przybyłam do szpitala punkt 8.
A tam jeden wielki bałagan i burdel.
Na izbę przyjęć samemu dotrzeć nie można, bo połowa budynku jest zamknięta i w remoncie, zatem wszyscy czekają w tzw. poczekalni, przed windą.
Tak więc wyobraźcie sobie tłum ludzi, który lata z walizkami w jedną i drugą stronę.
Wszyscy głodni, przejęci, zdenerwowani, totalna dezinformacja i chaos...
Dopiero za jakąś godzinę ktoś do nas zszedł z "góry" i przekazał, że osoby przyjmowane na dany oddział będą zabierane zbiorczo przez pielęgniarkę.
I że mamy czekać.
W takim oto miłym oczekiwaniu, dotrwaliśmy mniej więcej do godziny 10, gdy wreszcie się coś ruszyło i poszczególne grupy osób zaczęły swoją wycieczkę na dany oddział.
Dodam tu na marginesie, że ja, czekająca na przyjęcie na urologię, byłam w tej ostatniej grupie...
Na całe szczęście jakoś dotrwałam, a sama procedura rejestracji przebiegła bardzo szybko i dosłownie za pół godziny byłam już na odpowiednim skrzydle szpitala.
I tu kolejny szok.
Przychodzi do mnie pielęgniarka, aby mi przekazać, że nie wiadomo, czy w tym dniu będę miała zabieg, bo oni mają mało lekarzy, a mnóstwo pacjentów i prawdopodobnie muszę zostać w szpitalu do jutra...
Nie uśmiechało mi się to za bardzo, bo przecież mam małe dziecko w domu, zatem próbowałam delikatnie przekonać ową panią, żeby mój przypadek wzięli pod uwagę jako priorytetowy.
W końcu MADKA POLKA i to karmiąca.
I dacie wiarę, że musiałam być bardzo przekonująca, bo za jakieś pół godziny przyszedł do mnie lekarz dyżurujący, że faktycznie, z racji na tego głodnego maluszka, który czeka na mnie w domu, zaraz mnie zabierają pod nóż.
Ucieszyłam się bardzo i ani się obejrzałam, a już jechałam w wózku na salę.
Tu oczywiście standardowa procedura, trzeba się rozebrać, zasiąść na specjalnym fotelu, przygotować się na dezynfekcję, założenie kroplówki i ukłucie w celu znieczulenia.
W międzyczasie lekarz szykuje lasorowy skalpel, zakłada specjalny parawan ochronny na pacjenta i informuje, że zaczynamy...
Otumaniona nieco znieczuleniem potakuję grzecznie i przygotowuję się na miłe odpłynięcie w niebyt.
Jakie więc było moje zaskoczenie, gdy wraz z zapachem palonego się mięsa - przypominam skalpel laserowy - poczułam tak niewyobrażalny ból, że dosłownie zawyłam?
Chirurg kierujący operacją nieco się zdziwił, przerwał ciachanie, zlecając podanie mi dodatkowej dawki znieczulenia...
Odczekaliśmy kilka chwil, jedziemy dalej z cięciem.
Ja automatycznie wydaję kolejny skowyt, bo cały czas czuję, jak mnie kroją.
Nic to, kolejna dawka znieczulenia.
Jaki efekt?
Cóż, niewiele to dało, gdyż okazało się, że mój sporych gabarytów polip nie dość, to leżał sobie w bardzo newralgicznym, trudno dostępnym do znieczulenia miejscu, to jeszcze był mocno unaczyniony...
Dlatego zastrzyki średnio działały...
Tak więc ja dalej byłam cała we łzach, ale nic więcej zrobić nie można było, bo zwyczajnie w świecie, bym doznała tzw. przedawkowania.
Zatem zaciskając zęby, jakoś dotrwałam do końca zabiegu i było mi totalnie wszystko jedno, gdy usłyszałam, że jednak zostaję w szpitalu pod obserwacją aż do jutra.
Na całe szczęscie obsługa szpitalna, troska o pacjenta, posiłki, a nawet czystość sali były na bardzo wysokim poziomie, dzięki czemu pobyt miłą mi bardzo miło.
Co do rekolwalestencji, po zabiegu nie mogłam za bardzo siedzieć, gdyż uciskało to operowane miejsce.
Robienie siku również było bardzo bolesne.
Miałam także krwawienie, które utrzymało się około tygodnia.
Obecnie czuję się już dobrze i wróciłam do pełnej sprawności.
A Wy mieliście jakąś operację?
Kathy Leonia
Ojej, współczuję. Miałam tych operacji kilka w swoim życiu, dwie w całkowitym znieczuleniu, kilka zbiegów w znieczuleniu miejscowym... Ale nigdy takiego bólu w trakcie, bardziej po... Trzymaj się, cieszę się, że już wszystko ok :)
OdpowiedzUsuńDobrze, że już wróciłaś do siebie. Na szczęście jeszcze nigdy nie miałam żadnej operacji.
OdpowiedzUsuńWspółczuję problemów przy zabiegu, ale dobrze, że już czujesz się lepiej. Trzymaj się!
OdpowiedzUsuńTak na początku kwietnia miałam operację ginekologiczną. Dużo zdrówka życzę.
OdpowiedzUsuńOMG! It's a very difficult situation. I felt the pain while reading it. Get well soon Kathy 🙏🏻
OdpowiedzUsuńNo to się wycierpiałaś...
OdpowiedzUsuńJa kiedys miałam podobne przezycia ze znieczuleniem przy leczeniu kanałowym zęba, ale tu była tylko i wyłącznie nieudolność dentysty. Jak wziął się za mnie ktoś inny, to znieczulenie zadziałało i w góle wszystko szło dobrze. A operacji miałam w życiu kilka, z różnymi przezyciami....
Nossa, sua cirurgia não foi tranquila como seria o esperado.
OdpowiedzUsuńJá fiz algumas e correu tudo bem, só a anestesia para um tratamento dentário que não pegou e senti dor, mas na segunda vez deu certo.
Ainda bem que no final deu tudo certo pra você!
Ótima semana!
Beijos! :) <3
I am so sorry that you had such pains during the operation, what an awful experience. Have a good week, Valerie
OdpowiedzUsuńWspółczuję. Nie chciałbym przez to przechodzić.
OdpowiedzUsuńMenuda odisea pasaste para poderte extirpar ese pólipo, por suerte todo ha terminado bien.
OdpowiedzUsuńBesos.
Ojej, ale sytuacja z tym znieczuleniem. Bardzo ci współczuję.
OdpowiedzUsuńMe alegro que estés mejor. Te mando un beso.
OdpowiedzUsuńJa jeszcze nie miałam żadnej operacji. To fajnie, że czujesz się już dobrze. Dużo zdrowia życzę 😊
OdpowiedzUsuńNie było mnie u ciebie trochę a tu takie historie! Bardzo współczuję, to musiało być traumatyczne przeżycie. Dobrze że jesteś już w domu i jest OK. Zdrówka!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie znad filiżanki kawy :)
I am so sorry, Kathy! I see it was very painful.
OdpowiedzUsuńA weź, jak ja takie coś czytam, to mi słabo. Przeczytałam, bo to Ty. Kurcze...jak sobie wyobraziłam Twój jęk z bólu, nie....zaraz zasłabnę. hehehehe Chce napisać, Że jestem bardzo z Ciebie dumna i bardzo się cieszę, że czujesz się już dobrze, to dla mnie najważniejsze, zdrówka kochana. :) <3
OdpowiedzUsuń