Witajcie!
Dziś czas na kolejną odslonę moich porodowych perypetii.
Tym razem pora na rytuał wieńczący niejako dzieło rodzenia, czyli cesarskie cięcie.
Najpierw tradycyjnie kilka słów mądrości z Internetu, który mianem cc określa chirurgiczne wydobycie dziecka z powłok brzusznych matki za pomocą ich przecięcia. Zabieg odbywa się pod znieczuleniem miejscowym albo ogólnym. Takie porody zdarzają się w sytuacji, gdy ze względów zdrowotnych kobieta nie może drogami natury urodzić malucha lub też gdy podczas akcji porodowej nastąpią nieoczekiwane komplikacje.
Jak to było ze mną?
Ano właśnie w moim przypadku decyzja o cc była nagła i zgoła nieoczekiwana.
Jak mogliście przeczytać we wcześniejszej notce z tej serii, byłam przygotowywana do porodu naturalnego. Wszystko bowiem zaczęło się książkowo, ot odejście wód płodowych, coraz bardziej regularne skurcze. Dostałam już także znieczulenie zewnątrzoponowe, gdyż bóle porodowe były coraz bardziej dokuczliwe. Przez cały czas była przy mnie obecna położna, która czuwała, czy wszystko przebiega prawidłowo
Szkopuł zaczął się tworzyć w 9 godzinie akcji porodowej.
Mimo podanego wcześniej znieczulenia, zaczynałam coraz bardziej czuć takie parcie w dolnej części ciała. Nie było to bolesne czy nieprzyjemne, takie po prostu dziwnie krępujące. Coś jakby mi się wielką kupę chciało zrobić.
Na bieżąco relacjonowałam oczywiście swe przemyślenia pielęgniarce, która na porównanie parcia do robienia kupy nawet nie mrugnęła okiem, tylko z powagą stwierdziła, że tak to zwykle bywa odczuwalne.
Za moment jednak mina jej zrzedła, bo nagle na zapisie tętna dziecka (ktg), do którego byłam od samego początku podłączona, zaczęły się pokazywać bardzo wysokie wartości.
Gdy taki stan utrzymywał się przez dłuższą chwilę, zostałam natychmiast poinformowana, że będziemy musieli robić cesarskie cięcie, bo dziecko grozi zakażenie wewnątrzmaciczne, co jest bardzo niebezpieczne.
I nawet nie zdążyłam się obejrzeć, a dali mi koszulę szpitalną, założyli czepek na głowę, kazali podpisać deklarację o wyrażeniu zgody na operację i w te pędy zawieźli na salę.
Zostałam położona na stół, wysmarowana jodyną i zasłonięta parawanem tak, że nic kompletnie nie widziałam, co w moich dolnych rejonach będzie się działo.
Następnie przyszedł czas na znieczulenie, po którym to zaczął śmiesznie mi się plątać język - bo podczas operacji świadomość zachowałam i normalnie wszystko słyszałam - i się zaczęło.
Coś tam brządało, coś tam klekotało koło mnie, a ja sama poczułam tylko takie ciągnięcie od środka i szast-prast już mogłam przywitać się z córką.
Tu na marginesie dodam, że doprawdy śmieszne było to nasze pierwsze spotkanie, bo młoda po wyjęciu z brzucha nie została dobrze wytarta, przez co pozostałości wód płodowych, jakie jeszcze na niej były, poleciały mi prosto na twarz, gdy chciałam dać jej calusa w czółko.
Zaraz potem córkę pokazali mojemu mężowi, a mnie zaszyli i oddelegowali na salę pooperacyjną, nieświadomą jeszcze tego, co mnie czeka, jak znieczulenie minie...
Ale o tym będzie kolejna część opowieści.
A Wy mamuśki miałyście poród naturalny czy cc?
Kathy Leonia
It was quick, after all!
OdpowiedzUsuńLo importante es que tu hija esté sana, si hubieran esperado más tiempo igual se habría complicado mucho la cosa. Ahora disfruta de la pequeña.
OdpowiedzUsuńBesos.
Brzmi jak bułka z masłem, ale już się boję co było potem...ja rodziłam naturalnie.
OdpowiedzUsuńJa miałam dwa cc i całkiem dobrze wszystko to wspominam.
OdpowiedzUsuńmoja mama miała trzy cesarki...
OdpowiedzUsuńMiałam cesarkę, ale niezbyt przyjemne ją wspominam, gdyż chyba dostałam zbyt małą dawkę znieczulenia, ponieważ czułam ból, a pół godziny po wszystkim już podnosiłam trochę nogi, więc coś poszło chyba nie tak jak potrzeba.
OdpowiedzUsuńDomyślam się że gdy znieczulenie minęło, nie było zbyt przyjemnie...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Myślę, że wszystko zależy od zespołu lekarze, którzy się mamą opiekują.
OdpowiedzUsuńFajnie, że wszystko tak dokładnie opisałaś...
OdpowiedzUsuńI was lucky, I had a normal and easy birth. My baby is now 56!
OdpowiedzUsuńDobrze, że szybko zareagowali. Czekam na ciąg dalszy opowieści. :)
OdpowiedzUsuństraszne
OdpowiedzUsuńU mnie był poród naturalny. No to przeszłaś i to tak długo trwało.
OdpowiedzUsuńTwoja opowieść budzi moje najgorsze wspomnienia :(
OdpowiedzUsuńDobrze, że była szybka reakcja lekarzy. Ja rodziłam naturalnie. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńJejku! Choć w ciąży jeszcze nie byłam, mam nadzieję, że w przyszłości nie będę miała problemów i trafię na dobrych lekarzy...
OdpowiedzUsuńU mnie było podobnie, wraz z mężem przygotowywaliśmy się do porodu rodzinnego, ale w wyniku komplikacji skończyło się cięciem... Z tym, że ja miałam podane znieczulenie ogólne i mąż, jako pierwszy zobaczył naszego synka... ale to było 26 lat temu:)))
OdpowiedzUsuńPodejrzewam, że po tym, jak przestało działać znieczulenie, skutki operacji dały się we znaki :(
OdpowiedzUsuńOj pielęgniarki to kobiety zachartowane, trudno je zdziwić
OdpowiedzUsuńMe alegro que tu y el bebe estén bien. Te mando un beso.
OdpowiedzUsuńMe alegro que todo haya salido bien te mando un beso.
OdpowiedzUsuńJa bym się chyba zdecydowała na cesarskie jakbym miała rodzic.
OdpowiedzUsuńNie miałam cc, ale trzy laparotomie i jak znieczulenie mija, to jest koszmar. Domyślam się, co przeżywałaś..
OdpowiedzUsuńJa o cc, dowiedziałam się dzień przed ale i tak mimo to bardzo się stresowałam. Dla mnie do było znacznie gorsze doświadczenie, znacznie gorzej dochodziłam do siebie niż po normalnym porodzie. Nie wiem, jak można chcieć CC. Ale też każdy ma inne ciało, inaczej wszystko przeżywa
OdpowiedzUsuńi dont have that experience. but, as long as cc will save a mother and her child, then thats ok. but after that you must (extra) take care of yourself...
OdpowiedzUsuń