GOOGLE TRANSLATOR - SELECT LANGUAGE

Oświadczenie

Nie wyrażam zgody na kopiowanie moich słów ani zdjęć. Jeśli chcesz jakieś z nich wstawić u siebie na blogu - zapytaj. Uszanuj czyjąś pracę - czytaj, komentuj, zadawaj pytania, ale nie kradnij!



Mój stary blog - Karia18

INFORMACJA:

Nowe posty pojawiają się rano, między 7-9!
Aby nie ominąć żadnej notki zapraszam do śledzenia mnie na FB i Instagramie i Tik Toku.

Uprzejmie proszę o klikanie w reklamy! Was to nic nie kosztuje, a ja zbieram na lepszy aparat :)

Moja grupa na FB o wygranej walce z anoreksją: Klik! oraz grupa dla osób zmagających się z ŁZS: Klik

Ceneo.pl

Bielenda

zdrowie

czwartek, 31 stycznia 2013

28. Recenzja: Bourjois mini tinted lip balm, balsam do ust

Witajcie!

Dziś na tapetę kolejna recenzyja smarowidła do ust o wyjątkowo burżujskiej nazwie, mianowicie Bourjois mini tinted lip balm.

Słowo od producenta: "Odzywcze balsamy do ust. Nawilżają i chronią. Dają połyskl na ustach, więc moga być także uważane za błyszczyki. Zamknięty w metalowej  puszce".

Dostałam to coś jakiś miesiąc temu i uwierzcie, miałam go na ustach raz... ażeby zrobić tę recenzję.
Czemu aż tak długo czekał na swoje wielkie wyjście?
A temu, że to nie mój koloros, i nie mój odcienios różowego...

Ale do rzeczy.
Oto bohater dnia:

Bourjois mini tinted lip balm nr 01

A to efekt na ustach:



Szczegóły:

Cena i dostępność: ja to cudo dostałam, ale z tego co wiem, można je czasami w internetowym drogeriach, tudzież Allegro spotkać.
Zapach: miły, waniliowy.
Konsystencja: no taka do maziania ust, miękka, ale równocześnie na tyle stała, że z produktu nie robi się ciapa.
Opakowanie i pojemność: metalowe, przyjemne do rozsuwania. Polecam taką zabawę z rozsuwaniem i zasuwaniem opakowaniem jak ma się doła odstresuje! Pojemność 3 gr.
Wydajność: no po jednym razie ciężko stwierdzić wydajność... Ale uważam, że to produkt na lata, bo po pomalowaniu ust nawet nie widać, że cokolwiek go używałam.
Działanie: Nawilża-owszem, nadaje kolor- owszem. Pachnie przyjemnie. Schodzi równomiernie i nawet do 2 godzin wytrzymuje na ustach. Ale co z tego, skoro to nie mój kolor???
Ocena: 4/5

W związku z tym mam zapytanie do Was.
Może komuś się ten odcień na tyle podoba, by go ode mnie odkupić?
Sprzedam za 7 zł plus 6,5 list polecony ekonomiczny - wysyłka.

Tylko się nie bić!

Kathy Leonia

środa, 30 stycznia 2013

27. Wielkie zakupiska!

Witajcie!

Już małe dziewczynki w przedszkolu wiedzą, że nic tak nie poprawia humoru babie jak zakupy.
Nie zależnie od tego, jak wielkie są.

Oto co upolowałam dnia wczorajszego, po relaksacyjnej wyprawie na bazarek i z powrotem:


 Produkty z tyłu są następujące:
- a) Isana Creme Bad, płyn do kąpieli z aloesem i jogurtem (zapach boskiiii!), 750 ml, Rossman, ok. 6 zł.
- b) Eveline Slim Extreme 3D serum do biustu push up, 200 ml, Rossman, ok. 15 zł.
 
Produkty z przodu:
- c) Gumki do włosów typu frotki, bazarek, ok. 3 zł za sztukę.

Czemu powyższe zakupy poczyniłam:
a) do mycia się - logiczne.
b) co by mi cyc się powiększył.
c) do miętoszenia, czyt. wiązania kłaków.

Zaszalałam nie?

Kathy Leonia

wtorek, 29 stycznia 2013

26. Kropkomania, cz.2 "Konstruktywizm"

Witajcie!

Mimo najszczerszych chęci spinania dupy odnośnie magisterki, od weekendu wypociłam tylko stronę...
Dlatego w ramach głębokiego doła, musiałam zrobić cosik innego.

Oto efekty:




A to czego użyłam:

od lewej: sonda Allegro, lakier WIBO ekspree growth nr 413, lakier EVELINE nr 51

Szczegóły:

-lakier główny:  WIBO ekspress growth nr 413, ok 5 zł, Rossman

(mój ulubieniec ostatniego czasu. Kocham jego delikatnie zieloną pastelowość, miękki pędzelek, i przepiękny blask na pazurkach. Kryje po dwóch warstwach, długo się utrzymuje na paznokciach (ok. 4 dni bez top coatu!), nadaje przepiękny blask i nawet mało śmierdzi przy zasychaniu. I uwaga, wieść najlepsza - wysycha po ok. 5 minutach! Polecam z całym przekonaniem ten lakier, bo jestem pewna, że skradnie Wasze serca z kretesem!)
ocena: 5/5
-top coat: Klik!

Tymczasem lecę zobaczyć co u Was w trawie zapiszczało od niedzieli, a potem be power i ... (bleeeeee) mgr.

Kathy Leonia

niedziela, 27 stycznia 2013

25. Panika przedmagisterska - faza początkowa

Witajcie!

Od kilku dni znajduję się w stanie podwyższonego ciśnienia, cholesterolu w nadmiernie pochłanianych śmieciożarciach i energetykach a co za tym idzie ryzyka, że zaraz wybuchnę emocjonalnie i się nie pozbieram.
Mam bowiem ataki paniki.

Paniki czystej, niewytłumaczalnej, ogromniastej i przerażającej mnie.

Domyślacie się o co biega?

Tak, tak, chodzi o magisterkę...A raczej konkretnie mówiąc jej brak.

Powiecie sobie, a magisterka nie zdechły zając, nie zgnije i się napisze przecie. No tak. Napisze się.
Tylko powinna być już napisana rok temu. Się jednak nie napisała, bowiem tak to odkładałam i przekładam, że aż przedłużkę brać musiałam. Do marca

 Natomiast do 11 marca muszę tą ową pracę mieć napisaną, wydrukowaną i położoną u pani szanownej promotorki na biurku.

Teraz pojawia się pytanie kluczowe: ile mam napisane?

No cóż, jestem prawie przy końcu... od drugiej strony...

Przed moimi oczami widnieje właśnie otwarty plik wordowski z napisem "magisterka". W tym pliki są  napisane li i jedynie 3 strony, które jeszcze promotorka nawet nie widziała, bo aż wstyd jej takie nic zanieść.

Kalkulacja jest prosta - został miesiąc i trochę.

Przy dobrych spięciach czterech liter jest cień szansy, że uda mi się napisać dzieło życia mego.
Przy złych spięciach czterech liter - kolejna przedłużka...

Ale żeby znowu 400 zł płacić???

O nie.

Spinam dupsko, kupuję 10 litrów be powera, zasiadam przed monitorem z notatkami i walę w klawiaturę!

Kathy Leonia

sobota, 26 stycznia 2013

24. Kita ma doła

Witajcie!

Wczoraj miałam zdecydowany zły dzień włosowy.
A to coś mi się wygięło, a to zagięło, przesuszyło i wysuszyło.

Oceńcie sami:

 
nie mogę patrzeć na te postrzępione końce...

Mój stan kity przypomina mi jedną tylko rzecz, mianowicie taką:



Prawda, że podobieństwo uderzające?

Kita ma więc doła...

Kathy Leonia

piątek, 25 stycznia 2013

23. ZaTAGowana (2)

Witajcie!

Dziś obiecany post tagowany.
Otagowały mnie dwie przeurocze osobistości, mianowicie Madziiulka (Klik!) i Aga eS. (Klik!).

Dzięki Wam składam ogromne!

Obowiązki bloggera zaproszonego do zabawy są takie:

-podziękować za zaproszenie
-umieścić nagrodę ze zdjęcia
-ujawnić 7 faktów o sobie
-otagować 15 blogów do dalszej zabawy.

7 faktów powiadacie.
 No dobra to jazda:

1. Jak byłam mała brałam pajączki za nóżki i kręciłam kółka z nimi. Zabawa się kończyła, gdy pajączkowi nóżka odpadła.
2. Kocham szpinak miłością wszelaką i dozgonną.
3. Mam brata. On jest jak robocop - nie je, nie pije, tylko siedzi przed kompem 24/dobę. Jakby mógł to by i do wychodka zabierał komputer.
4. Mój drugi człon pseuda - Leonia - wzięło się od przezwiska nadanego mi w czasach liceum, kiedy to notorycznie piłam soczek "Leon" (taki z lwem w tle). A że Leon to chłopiec, to przez wzgląd na płeć zostałam Leonią.
5. Kocham oglądać krwiste horrory. Im więcej wyrwanych oczodołów i jelitek tym lepiej.
6. Założyłam bloga, by mieć wymówkę że COŚ piszę. Jak nie praca magisterska, to blog.
7. Jestem perfumoholiczką. Mam 19 flakonów perfum w chałupie. Tak wiem to chore. Ale powoli z tym walczę.

A nominujta się sami dalej.
 Kto chce, to niech się przyłącza.

Kathy Leonia

czwartek, 24 stycznia 2013

22. Z sentymentem...

Witajcie!

Dziś nie będzie kosmetycznych wywodów.
Dziś będzie dumanie...

Jak niektórzy spostrzegawczy zauważyli, po prawej stronie bloga, widnieje taki mały obrazek, przedstawiający serce na śniegu.
Po kliknięciu na niego, przenieść się możecie w mój dawny, blogowy świat.
 Tam nie ma Kathy Leonii. Tam było królestwo blogerki o innej nazwie - Karia18.

Karią byłam przez prawie 6 lat i naprawdę zżyłam się z tym nickiem i blogiem.
Jednakże jak to w życiu bywa różnie, opuściłam dawne miejsce bytowania i przez 2 lata bywałam tam gościem.

Dopiero na początku stycznia tego roku stwierdziłam, że czegoś mi brakuje i wchodząc z łezką w oku na starego bloga, pomyślałam sobie, że dobrze byłoby zacząć ponownie taką przygodę w sieci - stąd pomysł na "Kosmetyczne pokusy".

Wczoraj natomiast zebrało mi się na sentymenty. Zaczęłam czytać stare posty, przeglądać zakurzone komentarze i przypominać sobie dawnych komentatorów i komentatorki. I tknięta nagłym impulsem, rozpoczęłam poszukiwania starych, dobrych ziomali.

I udało się! Po długim śledztwie niektórych z nich odnalazłam.

I cieszę się jak jasna choroba, że znowu są ze mną.

Wiem, że ten blog różni się od poprzedniego, że tu raczej częściej pisać będę o kosmetycznych pierdółkach niż o życiu moim godziwym, ale liczę, że przez wzgląd na stare czasy zostaniecie tu ze mną, tak jak dawniej byliście z Karią.

Karia nie zginie, Karia będzie pisała ckliwe posty nadal od czasu do czasu.
Kathy Leonia będzie natomiast Wam zawracała cztery litery światem bardziej przyziemnym.

Tęskniliście?

Kathy Leonia

środa, 23 stycznia 2013

15b. Podsumowanie eksperymentu: Tak, od czekolady wypadają mi włosy!

Witajcie!

Jak pamiętacie, albo i nie, w zeszłym tygodniu podjęłam się czekoladowego wyzwania (Klik!), które miało na celu sprawdzić, czy czekolada w dużej ilości mnie wyłysia.

Przez tydzień jadłam te oto cukierki z czekoladą, które mi tak obrzydły, że na razie mam dość słodyczy:



Dziś pora na podsumowanie eksperymentu.

Oto ilość włosów jaka mi uciekła po myciu i czesaniu:

"Goodbye my love, goodbyeeee"

Na moje oko jest tego z 80 sztuk, może więcej, nie liczyłam, bo się wkurzyłam...
Dodam, że normalnie wypada mi (a raczej gdy wypadanie nie szaleje)  ok. 20-30 sztuk dziennie...
Ponadto zauważyłam, że jakby łuski na głowie jest więcej, a także częściej korci mnie do drapania.
(Efektów drapania Wam nie pokażę, bo to niezbyt estetyczne ).

Wniosek jest prosty - czekolada w większej ilości do ZŁO dla włosów z ŁZS...

Kathy Leonia

wtorek, 22 stycznia 2013

21. Google tłumacz rulez!

Witajcie!

Dziś miał być kolejny TAGowany post, ale z racji tego, że wczoraj przez jedną rzecz dostałam takiego ataku śmiechu, że aż czkawę złapałam, stwierdziłam że najpierw muszę Wam o tym napisać.

Zauważyłam bowiem, że coraz więcej osób obcojęzycznych czytuje mego bloga (robię się powoli sławna międzynarodowo hell yeah). Jednakże jak samo przez się rozumie, obcokrajowiec nie zrozumie mnie w oryginale. Więc co zrobi? Ano sobie przetłumaczy. Na co sobie przetłumaczy? A pewnie na ang., jako język najbardziej uniwersalny.

Byłam zatem ciekawa, jak z przetłumaczeniem słowotoku mego poradzi sobie Google tłumacz. Chciałam po prostu porównać sobie, czy to będzie taki ang. jaki ja znam od podstawówki czy jakiś ang. specjalnej troski.
Dziarsko zatem kliknęłam na opcję "przetłumacz na j. angielski". I oto co moim oczom się wyświetliło:

- "I found that I have not been on my blog no knock ornaments, so now catching up and I'll show you what I have zmalować yesterday"

- "want closer recenzyję some of these paints?"

-"Ladies and gentlemen, this is kita!"

-" So, here's my kit"

- "A włosiska supposedly grow thicker and longer resemble the toilet brush. could? You"

Czujecie co sobie muszą pomyśleć tacy obcokrajowcy jak przeczytają "kita"?.
Gdybym ja była takim Angolem to bym wtedy pomyślała: "kita? What the fuck is this???"

Dlatego cieszcie się i radujcie, że macie niebywałą przyjemność czytać mnie w oryginale!

Kathy Leonia

poniedziałek, 21 stycznia 2013

20. Kwiatki w czasach kryzysu

Witajcie!

Stwierdziłam, że dawno nie było na blogu żadnych moich koślawych zdobień , dlatego dziś nadrabiam zaległości i pokażę Wam co udało mi się zmalować wczoraj.

Oto efekt końcowy:



Użyte produkty:


od lewej:  EVELINE nr 51,  NAIL POLISH brilliant nr 7,  EVELINE Scarlett nr 42, GOLDEN ROSE with protein nr 323, sonda z Allegro.




Szczegóły:

-lakier główny: NAIL POLISH brilliant nr 7, ok. 3 zł, bazarek osiedlowy.

 (dziwnie wyszedł ciemniej na zdjęciu nie mam pojęcia dlaczego, może się zepsuł w swojej konsystencji, bo mam go już 3 lata. Ogólnie lakier przyjemny, bo ładnie wygląda na pazurach i utrzymuje się z top coatem do 4 dni. Wadą jego jest to, że strasznie długo schnie, śmierdzi jak stare kalosze, i trzeba min. 3 warstw, aby jakoś wyglądał.)
 ocena: 2/5

-kropki żółte: GOLDEN ROSE with protein nr 323, ok. 4 zł, bazarek osiedlowy.

( bardzo ładny, ciepły kolor żółci, dobrze się nakłada, nie smuży, wystarczą 2 warstwy aby płytkę paznokcia pokryć. Długo się utrzymuje na pazurach (4/5 dni), wonieje mało intensywnie; schnie ok. 15 minut).
ocena: 4/5

-kropki białe: EVELINE SCARLETT nr 42, ok. 7 zł, Biedronka.
(lakier biały jak to lakier biały. Nakładam go zwykle 2 warstwy przy zwykłym manicure; do zdobień wystarczy jedna warstwa. Mało śmierdzi, utrzymuje się z top coatem nawet 7 dni; wada: długo schnie...)
ocena: 4/5

-top coat:  EVELINE nr 51, krótka recenzja tu: Klik!

-do robienia kwiatków: sonda, krótka recenzja tu: Klik!


I jak się kryzysowe kwiatki podobają?
Chcecie bliższą recenzyję  jakiegoś z tych lakierów?

Kathy Leonia


niedziela, 20 stycznia 2013

19. Jak wygląda łuska w ŁZS?

Witajcie!

Wczorajszy dzień był idealny na... drapanie.
Czujecie - pada śnieg na dworze, pada śnieg z mojej głowiny.
Dlatego też stwierdziłam, że przybliżę nieco Wam moje nieznośne, ŁZS-owskie choróbsko, żeby nie było, że drapałam się bez celu.

Dla niewtajemniczonych- łuska to nic innego, jak kawałek łuszczącej się skóry (coś na kształt łupieżu, tylko większe dziadostwo).
Gdy skalp wydziela za dużo sebum, wówczas skóra się buntuje i powiela swoje kolonie.
 Do powstawanie łuski przyczynia się bowiem grzybek - niejaki Pityrosporum ovale.

 Na jednym forum napisali tak:

" Wybitną podatność na ŁZS wykazują pacjenci z różnymi zaburzeniami psychicznymi, a szczególnie z depresją oraz chorzy neurologiczni, u których stwierdzono występowanie zmian wyłącznie po stronie z niedowładem będącym skutkiem udaru mózgu. Zwiększoną częstość zachorowania na tę dermatozę wykazują osoby z przewlekłymi chorobami, nieopuszczające łóżek. Bodźcem mogącym sprowokować wystąpienie ŁZS jest infekcja wirusem HIV lub rozwój AIDS." Klik!

Jak to przeczytałam opadła mi szczęka. O ile mi wiadomo jestem zdrowa psychicznie i fizycznie i nie mam skłonności maniakalno-depresyjnych.

Ale żeby  nie przedłużać, oto moja łuska rozpaczy:

Chlip chlip, tutaj widać małego włoska, który uciekł...

ZŁO!!!
Dla kogo zdjęcia były zbyt drastyczne, proszę zamknąć oczy i splunąć ślinę 3 razy przez lewe ramię.
Mało pomoże, ale warto spróbować.

Kathy Leonia

sobota, 19 stycznia 2013

18. ZaTAGowana

Witajcie!

 Oto moja pierwsza nominacja w blogowej już ponad dwutygodniowej karierze.
Sprawczynią wyróżnienia jest Zakrrręcona za co jej okrutne dzięki składam.

Pytania od Zakrrręconej:

1. Jaka jest Twoja pasja?
Przede wszystkim kosmetyki oraz to wszystko, co nie jest związane z pisaniem pracy magisterskiej!

2. Piosenka z którą wiążą się najpiękniejsze wspomnienia to?
"I will stand by You" The Pretenders. Ot sentyment taki mam do niej.

3. Kto jest Twoim autorytetem?
Ojejku, ciężko powiedzieć... Myślę, że rodzice. Za to, że kochają się od ponad 25 lat.

4. Spódnica czy sukienka?
Sukienka!

5. Wolisz poezję czy powieści?
Jako filolog polski kocham i poezję i powieści!

6. Twoja ulubiona słodkość?
Żelki Haribbo.

7. Sport który uprawiasz to?
Zakupy i drapanie się po głowie, jak mnie zaswędzi.

8. Szminka czy błyszczyk?
Szminka.

9. Gerard Butler czy Jason Statham? :D
Hmmm... polski chłop.

10. Twój ulubiony kolor to... ?
Chyba widać po blogu - błękit.

11. Miejsce gdzie chciałabyś w przyszłości zamieszkać?
Nowa Zelandia!

Nominuję:
Pierwsze 11 osób, które skomentują ten post.

Moje pytania:

1.  Masz bzika na punkcie...
2. Pies czy kot?
3. Kogo zwykle męczysz opowieściami o kosmetycznych hitach/kitach?
4. Masz rodzeństwo?
5. Włosy rozpuszczone czy związane?
6. Czego z kosmetyków masz najwięcej?
7. Najciekawszy dla Ciebie horropisarz to?
8. Ulubione powiedzonko...
9. Co kupiłaś ostatnio fajnego?
10. Ulubiona fryzura
11. Włosy proste czy kręcone?

Będzie mi miło, jak pierwsza 11 komentujących przyłączy się do zabawy.

Kathy Leonia

piątek, 18 stycznia 2013

17. Proszę Państwa, oto kita!

Witajcie!

Z racji tego, iż uczę się obsługiwać "prawie nowym aparatem po przejściach", tj. kupionym na Allegro w kategorii używane, stwierdziłam, że zademonstruję Wam wczorajsze pozy sprzed lustra.

Tak więc, oto moja kita:

Kita bliżej.

Kita dalej.

Włosy myte były rano, rozczesane na sucho a mimo to i tak się pogniotły, jakby wiedziały, że będą bohaterem słit foci z tylnej rąsi.

Tak na marginesie, mam nadzieję, że teraz jakość zdjęć do lusterka Wam odpowiada bardziej.

Kathy Leonia

czwartek, 17 stycznia 2013

16. Włosy wspomagaj od wewnątrz!

Witajcie!

Jeszcze rok temu moja śniadaniowa rutyna wyglądała tak.
Wegetarianki niech oczęta zamkną:

 Rama, kawa i szyna!

Czyli biały chleb, dużo masła, no i kawa.
Bez kawy czułam się jak zombi w serii Resident Evil i nie byłam w stanie funkcjonować bez porządnej dawki kofeiny z rana.
Piłam kawę od ponad 10 lat (zaczęłam jakoś w liceum).

I dopiero w zeszłym roku, kiedy zaiteresowałam się tematyką włosową, coś nagle mnie olśniło.
Mianowice to, że piękne włosy to nie tylko szampony, kremy i odżywki, ale także wspomaganie wewnętrzne.
Czemu by zatem włosiskom nie dopomóc?

Nie było łatwo, ale dałam radę.
Rzuciłam kawową miłość na rzecz włosowej.

Dowód?

Tak oto wygląda moje śniadanie dnia dzisiejszego:

razowy z serkiem i kiełkami, pokrzywa, i Skrzypowita na zagryzkę



Kawę zastąpiłam kubkiem pokrzywy, biały chleb - razowcem, a tłuste szyny - serkiem.
A Skrzypowita służy mi za mini-porcję kofeiny.

Nie muszę wspominać, że dzięki takiej małej zmianie, cera odzyskała blask, nie mam worów pod oczami, i mniej mnie krosty wysypują.
A włosiska jakoby rosną grubsze i nie przypominają już szczotki od kibla.

Można? Można!

A Wam która opcja śniadaniowa się lepiej podoba?

Kathy Leonia

środa, 16 stycznia 2013

15a. Czy od czekolady wypadają mi włosy?

Witajcie!

Jakiś czas temu przeczytałam na jakimś blogu czy też forum internetowym (nie pamiętam niestety jakim), że nadmierne spożywanie czekolady i ogólnie cukrów prostych wpływa na pogorszenie się stanu skalpu i włosów u osób cierpiących na ŁZS.

Oczywiście nie będę sobą, jeśli tego nie sprawdzę.

Tak więc od dziś, do przyszłej środy (tj. 23 stycznia 2013 r.) codziennie będę spożywała po kilka czekoladowych cukierków lub kostek czekolady.

Czemu tak się tym podniecam niezdrowo?
 Otóż uwielbiam słodycze, jak każdy, jednakże nie jem ich notorycznie 24 godziny na dobę tylko raz, dwa razy w tygodniu i jeśli już napadnie mnie ten głód na cukier, to wybieram żelki czy pianki niż czekoladę.
Dlatego czekoladowy eksperyment będzie srogi nie tylko dla mojego żołądka, ale i moich żelkowych przyzwyczajeń.

Nie mniej jednak dla nauki warto się poświęcić!

Oto przygotowana wałówka cukierasów na cały tydzień. Czekolada się nie zmieściła już w kadrze:


Komu cieknie ślinka?
Ktoś chce się przyłączyć do naukowego obżarstwa eksperymentalnego?

PS. Ha. Znalazłam!
Już wiem, gdzie o tym przeczytałam: Klik!

Kathy Leonia


wtorek, 15 stycznia 2013

14. Początkujące włosomaniactwo JEST DROGIE!

Witajcie!

Dziś post z gatunku łamiemy stereotypowe myślenie wielce obytych w świecie włosomaniaczek, które zapewniają, iż początkujące włosomaniactwo jest taniością jak barszcz.
Jak teraz widuję takie notki to aż śmiech mnie pusty zalewa.

Taniość powiadacie...

To przeczytajcie poniższe.

Zanim zostałam włosomaniaczką miałam 1 szampon, 1 odżywkę do spłukiwania, która stała w kącie i kurze zbierała, zero maseczek, olejów, aloesów, floresów, ZSK-esów i tym podobnych.
Włosy owszem wyglądały marnie, i leciały sezonowo mi z głowy, ale uważałam, że taka kolej rzeczy. Kumacie - narodziny włosy, życie włosa i kosz na śmieci pełen włosów.

Luty zeszłego roku.
Trafiłam na bloga Anwen, przeczytałam wszystko od notki do notki i między wierszami.
Potem był blog Łojotokowej Głowy, i tak mniej więcej dowiedziałam się, że mam ŁZS na łepetynie, którą to diagnozę potwierdził dermatolog...

I tak się zaczął mój szał.

KUPOWANIE!...

Bilans na lipiec zeszłego roku był taki:

Oleje - 6 sztuk
Maski - 3 sztuki
Szampony - 10 (!)
Kremy, maści na ŁZS - 5
Wcierki, wciereczki - 10 (!)
Odżywki bs - 5
Odżywki do spłukiwania - 3
Zakupy na ZSK - ponad 150 zł

Efekt tego był taki, że na przełomie od lutego do lipca 2012 wydałam ponad 600 zł na bezmyślnie kupowanie kosmetyków do włosów różnej maści, z czego połowa mi i tak nie służyła i musiałam ją odsprzedać/wyrzucić/podarować..

Tak więc nie dajcie się zwieść pozorom...

Zanim nauczymy się panować nad sobą i swoimi kudłami, początkujące włosomaniactwo jest drogie jak cholera..

Zgodzicie się teraz się ze mną?

Kathy Leonia


poniedziałek, 14 stycznia 2013

13. Recenzja: Lancome Color Design Trendy Mauve Cream, kremowa szminka do ust

Witajcie!

Dziś znowu produkt do ust, tym razem z wyższej półki cenowej, producenckiej, elita że tak powiem itp. Mimo tak strasznie burżujsko brzmiącego tytułu zapewniam Wam szczerze, że to jak na razie jedyny taki produkt w mojej makijażowej kolekcji, która do jakoś specjalnie wybitnych nie  należy.

Owe cudo wygrałam na bezcennej dla mnie licytacji na Allegro. Poprzedniej właścicielce złamała się ta pomadka wpół (połowa jednakowoż została) przez co niewiasta ta zdenerwowana/znerwicowana/zdesperowana, wystawiła ją na aukcję za UWAGA cenę minimalną 20 zł!

Słowo od producenta: "Luksusowa szminka Lancome Color Design Wine Party gwarantuje głęboki, nieblednący kolor na długo. Wzbogacona o kojące składniki zapewnia ustom miękkość i komfort noszenia, a jej kremowa konsystencja sprawia, że są gładkie i nawilżone. Piękny, soczysty, burgundowy odcień czerwieni idealnie podkreśli i doda charakteru wargom, zarówno w dziennym jak i wieczorowym makijażu. Szminka idealnie dopasowuje się do ust, a proste i eleganckie opakowanie pięknie komponuje się z dłonią."

Musiałam ją mieć! Tak więc oto ona:



A oto efekt na ustach:


Szczegóły:

Cena i dostępność: Sephora, Douglas itp., ok. 120 zł. Na Allegro i w Internecie - aukcje od 50/60 zł !
Zapach: nie wyczuwam zapachu, a jeśli już, to delikatny, pomadkowy.
Konsystencja: dobra! Jak dla mnie twarda odpowiednio.
Opakowanie i pojemność: opakowanie skromne, eleganckie. Pojemność: 4 gr do wykręcania
Wydajność: idealna! używam jej oszczędnie od 3 miesięcy i jak była połowa tak jest!
Działanie: och i ach! Zacznę od tego, że produkty marki Lancome śniły mi się czas długi, ale ze względu na ich dostępność i cenę nie kusiłam się na nie wcześniej. Na szczęście uśmiechnęła się do mnie powyższa okazja z Allegro. Takie cudo za bezcen sprzedawane? Musi być moje! Tak więc gdy tylko pomadeczka trafiła w me łapki, pokochałam ją od razu i na zawsze. To jest po prostu szminkowa ambrozja. Mianowicie robi wszystko, co trzeba: nawilża usta, nadaje im piękny, naturalnie wyglądający kolor, długo się utrzymuje (4 godz), nie podkreśla suchych skórek. Do tego nie podrażnia, nie zapycha. Jedyne co mnie smuci to fakt, że podobna okazja na Allegro raczej się nie trafi. Nie mniej jednak, zawsze warto mieć nadzieję.
Ocena: 4/5

Jak tylko mi się skończy, to poluję na kolejną!
Oczywiście w Internecie.

Kathy Leonia



niedziela, 13 stycznia 2013

11. Co we włosach piszczy?

Witajcie!

Chciałam się z Wami podzielić tym, jak wyglądają moje włosy po całym dniu wczorajszym łażenia po mieście, pod czapką, związane w tzw. kitę.
 Dodam, że myłam je ostatni raz w czwartek wieczorem.

Oczywiście musiała być uwieczniona moja ulubiona opcja robienia sobie zdjęć do lusterka z telefonem i portretem Żyda z grosikiem, co się odbijają w tle:



Włosy nie były niczym utrwalane, ani stylizowane ani ugniatane. 
Pofalowały się dziwnie najprawdopodobniej od wymiętoszenia przez kaptur, czapkę i gumkę do włosów. 
A końce oczywista się musiały wywinąć jak zwykle nie tam gdzie trzeba...

I jak się prezentują?
Zacnie czy nie? 

Kathy Leonia

sobota, 12 stycznia 2013

10. Recenzja: Isana Pearl & Gloss pomadka ochronna

Witajcie!

Dziś kolejna pomadka -tym razem dla odmiany pomadka ochronnej Isana Pearl & Gloss.
Od takich produktów oczekuje głównie jednego: mają nawilżać usta.
Dobrze byłoby także, jakby nie odpychały mnie swoim smakiem.

Słowo od producenta: "Pearl & Gloss zamknięta jest w typowym dla każdej pomadki opakowaniu o kolorze bladego różu. Opakowanie zdaje się być wytrzymałe, osiada stabilne zamkniecie, co daje gwarancję, że pomadka sama się nie otworzy.
Pomadka ma konsystencję miękką, kremową i choć trwale trzyma się ust, to nie sprawia trudności usunięcie jej z warg. Nie wysusza ust, tylko je pielęgnuje. Pod wpływem używania stają się one miękkie i gładkie.
Jedną cienka warstwa, nadaje ustom delikatny, nieśmiały odcień jasnego różu z lekkim perłowym połyskiem. Nie zawiera środków zapachowych ani konserwujących, testowana dermatologicznie."


Oto bohaterka postu:


Na dłoni:





A to efekt na wargach:



Szczegóły:

Cena i dostępność: w sam raz dla biednej studentki: ok. 4zł/ w promocji 2,5 zł w Rossmanie
Zapach: przyjemny; ja wyczuwam wanilię
Konsystencja: twarda, czyli dobra!
Opakowanie i pojemność: klasyczne 4, 8 gr zamknięte w takim dzyndzlu do wykręcania.
Wydajność: świetna: mam ją od trzech miesięcy, używam kilka razy dziennie, a jest jej jeszcze ponad połowa
Działanie: super! Nawilża, ochrania przed zimnem, pachnie przyjemnie. Szkoda tylko, że szybko się "zjada"
Ocena: 4/5

Miałyście/macie ją może?

Kathy Leonia



piątek, 11 stycznia 2013

9. Recenzja: Tusz do rzęs Max Factor 2000 calorii Dramatic Look

Witajcie!

Dziś dla odmiany opiszę Wam moją przygodę ze słynnym i ponadczasowym tuszem Max Factor 2000 calorii.

Słowo od producenta: "2000 Calorie Mascara to super pogrubiający tusz, dzięki któremu rzęsy stają się widocznie grubsze o około 300%.
2000 Calorie zawiera film wzmacniający, którego składniki (specjalnie dobrane polimery) odżywiają i wzmacniają rzęsy, zapobiegają kruszeniu się tuszu, jednocześnie czyniąc rzęsy elastycznymi.
Jednym z podstawowych składników maskary są naturalne woski, odporne na działanie wysokich temperatur, nie powodujące "topienia" i ścierania się tuszu z rzęs nawet w najgorętsze dni.
Doskonale zaprojektowana szczoteczka pozwala na zaaplikowanie zawsze odpowiedniej ilości tuszu i osiągnięcia pożądanego efektu.
2000 Calorie jest bezzapachowa, hipoalergiczna, dopuszczona do stosowania przez osoby noszące szkła kontaktowe.
Dostępny jest w trzech kolorach."


Oto bohater, o którym będę mówić:

szczota

tusz w całej okazałości
Oko gołe:



 A to uzyskany efekt, dwie warstwy tuszu:



Szczegóły:

Cena i dostępność: bez promocji - ok. 30 zł w Rossmanie, Naturze i podobnych drogeriach; ja kupiłam za 25 zł bodajże w Super Pharm
Zapach: typowo "tuszowy"; a podobno miał być bez zapachu!
Konsystencja: używam go dwa/3 miesiące, nie zostawiam otwartego opakowania, dokręcam i domykam zawsze, a tu u licha mam wrażenie, że trochę jakoby już zaczynał wysychać???
Opakowanie i pojemność: standardowe podobnie jak szczoteczka standardowa. Bez szału. 9 ml normalnego tuszu.
Działanie: może ja mam jakieś chińskie rzęsy, ale żeby mi 4 litery urywało, za każdym razem, gdy używam tego tuszu, to gruba przesada... Taki przeciętniak: trochę wydłuży, trochę pogrubi, trochę podkręci. I tyle.
Wydajność: dobra: mam go od dwóch czy trzech miesięcy i na razie "końca nie widać, nie widać, nie widać"
Ocena: 3/5

Tak więc to nie jest mój hicior...

Kathy Leonia







czwartek, 10 stycznia 2013

8. Recenzja: Oriflame Pure Colour Vintage Rose

Witajcie!

Dziś dla odmiany tematyka ustna.
Opowiem trochę o pomadce Oriflame Pure  Colour Vintage Rose.


To z założenia pomadka, która ma koloryzować nasze wargi, a zgodnie z obietnicą producenta, ma je także nawilżać i pielęgnować.

Słowo od producenta: "Fantastycznie kremowa konsystencja, która wzmacnia i zapewnia długotrwałe nawilżenie skóry ust. Szeroka gama wyrazistych odcieni, dzięki którym stworzysz makijaż idealny na każdą okazję!
Dostępna w 15 odcieniach."


Oto ona w roli głównej:





A oto efekt na ustach:




Szczegóły:

Cena i dostępność: kupiłam ją na Allegro za ok. 8 zł; dostępna jest u konsultantek Oriflame
Zapach: przyjemny, pudrowy
Konsystencja: za mało ubita! Włożona do kieszonki bocznej w torbie po prostu zamienia się w breję i łamie... dlatego trzymam ją w lodówie. A szkoda...
Opakowanie i pojemność: standardowe, do wykręcania. Pojemność 4 gr.
Wydajność: średnia; mam ją od dwóch miesięcy a już takie zużycie...
Działanie: nawilża, delikatnie nadaje kolor, ale bez szału
Ocena: 2,5/5

Wasze pomadki też się szybko rozciapują?

Kathy Leonia

środa, 9 stycznia 2013

7. Zrób sobie: nowy lakier do paznokci!

Witajcie!

Dziś obiecany post o tym, jak zrobić sobie nowy lakier do paznokci.

Słowem wyjaśnienia: nie będę kręcić oczywiście nowych, lakierowych specyfików.
 Dla mnie nowy lakier do paznokci tożsamy jest z nowym kolorem mazidła do paznokci.

A oto krótka historia temu, jak moje zabawy w produkcję nowych kolorów lakierów się zaczęły.
Jakieś pół roku temu, w przypływie nudy patrząc na moje zbiory lakierowe stwierdziłam, że pobawię się w "eksperament".
 Wzięłam dwa przypadkowe lakiery, których dawno już nie używałam (jeden jaśniejszy a drugi ciemniejszy), zmieszałam je na spodku ze sobą i w efekcie uzyskałam całkiem nowe mazidło, nie będące nawet kolorem przejściowym któregoś z lakierów bazowych.
Efekt był na tyle zadowalający, że nadal praktykuję taką zabawę.

Poniżej pierwszy udokumentowany "eksperament".

Kolory podstawowe (ciemna czerwień i biel):

lakier TCW, nr 23

lakier EVELINE Scarlett




Moment "tworzenia":



Zanim pokarzę rezultat, najpierw dla porównania najpierw kolor oryginalny (lakier TCW, nr 23):




A to uzyskany efekt nowego koloru, po zmieszaniu:





Piękny, śliwkowy kolor powstał:

Kathy Leonia


wtorek, 8 stycznia 2013

6. Kreskomania, cz.1

Witajcie!

Już poznaliście mojego kropkowego bzika w zdobieniach.
 Teraz czas na kolejny bzik; tym razem w roli głównej wystąpią kreski!

Poniżej efekty na zdjęciach:





Oto, co wykorzystałam do tego zdobienia:

od lewej: top coat EVELINE, lakier TCW, lakier WIBO, lakier EVELIBE Scarlett

- jako kolor główny: lakier TCW, nr 23,  ok. 14 zł Tesco (kupiony razem z paletą cieni)  zmieszany z lakierem EVELINE Scarlett, nr 42, ok. 4 zł Biedronka.

W efekcie wyszedł cudny, śliwkowy kolorek, trochę niestety przekłamany przez aparat...

(o mieszaniu kolorystycznym lakierów moim sposobem w następnej notce)

-do kresek użyłam recenzowany już wcześniej lakier WIBO Art line, nr 8, ok. 7,5 Rossman
(tu recenzja: Klik! )

-top coat: EVELINE Classic Colours, nr 51, ok. 4 zł Tesco.

(naprawdę fajny top coat za grosze. Dobrze utrwala manicure, nie rozmazuje wcześniejszego koloru.
 Dzięki niemu manicure utrzymuje się u mnie min. 5 dni bez odprysków! Pędzelek w porządku, konsystencja także: nie spływa! Jedynym minusem jest to, że... strasznie śmierdzi acetonem zmieszanym z wódą ... )
ocena: 4/5

 I jak Wam się podoba?

Kathy Leonia



poniedziałek, 7 stycznia 2013

5. Seboradin Niger, Lioton z czarną rzodkwią - ZŁO dla włosów z ŁZS...

Witajcie!

Dziś kolejna recenzja z cyklu, który zatytułowałam roboczo: "ZŁO dla włosów z ŁZS..."

Winowajcą tym razem będzie wszystkim znany Seboradin Niger, Lioton z czarną rzodkwią.
W ogólnym założeniu jego zadaniem jest zapobieganie wypadaniu włosów, wzmacnianie cebulek włosa, zmniejszanie przetłuszczania, eliminowanie łupież jak i ŁZS.

Słowo od producenta: "Intensywnie działający preparat, zapobiega przetłuszczaniu się włosów, reguluje pracę gruczołów łojowych. Zawiera bogate w witaminy, mikroelementy oraz związki siarki wyciągi z czarnej rzodkwi, tataraku, dziurawca, które wzmacniają, stymulują włosy do wzrostu, zapobiegają wypadaniu i łamaniu się włosów. Lotion hamuje rozwój flory bakteryjnej w mieszkach włosowych, działa przeciwzapalnie i przeciwłupieżowo. Stosowany systematycznie przed okres min. 2-3 tyg. sprawia że włosy są puszyste, wzmocnione, odżywione, nawilżone, lśniące i miękie. Odzyskują zdrowie i piękny wygląd. Preparat zawiera naturalne antyoksydanty zawarte w ekstraktach ziołowych."

Oczywiście, gdy tylko trafiłam na opis owego cudownego medykamentu na ŁZS poleciałam szybko do apteki i zakupiłam go o dziwo w ilość sztuk : 1.
Tu muszę dodać pewną istotną informacyję.
 Zwykle kupuję produkty na zapas, ot taki urok zakupoholiczki, tutaj jednak nauczona nieprzyjemnym doświadczeniem z Jantarem, którego to w szale zakupiłam 5 sztuk i później czym prędzej się ich musiałam pozbywać, w przypadku Seboradinu na szczęście się ograniczyłam do pojedynczego egzemplarzu.

Winny w butli:

na ręku wygląda tak jak w opakowaniu, więc oszczędzę Wam tego widoku

Szczegóły:

Cena i dostępność: ok. 20 zł w aptece, taniej na Allegro
Zapach: bleeeee, śmierdzi rzepą i ... tanią wódką
Konsystencja: alkoholowy płyn do psikania
Opakowanie i pojemność: butelka z psikaczem; całe 200 ml do psikania
Wydajność:  przeciętna; podczas psikania dużo produktu schodzi
Działania: ZERO! Nie dość, że nie złagodził mi łupieżu, to jeszcze podrażnił mi głowinę, przez co drapałam się prawie tak solidnie jak po Jantarze. Mało tego: Seboradin strasznie wysuszył mi skalp, musiałam ratować się płukankami z aloesu, bo inaczej bym miała wióry zamiast skóry głowy...
Ocena: mniej niż 0!!!

 PS. Gwoli wyjaśnienia:  cykl  "ZŁO dla włosów z ŁZS..." tworzę z myślą o tym, że dzięki pomocy czytelników (liczę oczywiście na wielki odzew z Waszej strony), którzy również cierpią na ŁZS, uda się nam zrobić swojego rodzaju wykaz takich kosmetycznych "dań", które należy unikać przy ŁZS-owskiej chorobie.
Prawda, że dobry plan?

PS2. Dodałam kolejną zakładkę na bloga. Będzie ona nosić tytuł "ŁZS CLUB". Będę tam umieszczać linki blogerów, którzy również cierpią na podobną przypadłość co ja. Kto chce dołączyć? W kupie siła.

Kathy Leonia


niedziela, 6 stycznia 2013

4. Włosowa aktualizacja - styczeń 2013

Witajcie!

Dzisiaj aktualizacja kłaków moich.
Powinnam to w sumie zrobić jakieś 3 dni temu, zanim wstawiłam ich zdjęcie na bloga, ale no cóż. 
Tak się rozpędziłam w ozdabianiu strony bloggera i wtajemniczaniu się w zasady pisania i tworzenia mądrych notek, że zapomniałam kompletnie na samym początku zrobić posta o włosach, a dopiero później o kropkach na paznokciach, czy Jantarze.

Ale jak to się mówi, co się odwlecze to nie uciecze.

Tak więc oto włosy styczniowe.
Zdjęcie bez flesza:


Dane poglądowe:

Długość: jakoś do łopatek
Skręt: nijaki, a ten co tu widać to po prostu pseudo-zawijas made by gumka do włosów
Kolor: powiedzmy, że ciemny blond
Długość: krótsze włosy z przodu ok. 30 cm, z tyłu, ok. 45 cm (chyba)
Stan: walczę z ŁZS...
Grubość: ok. 7-7,5 cm
Częstotliwość mycia: co 2/3 dni
Olejowanie: co drugie mycie

A oto podręczne produkty używane do walki z włosami i ŁZS:



Od lewej strony:

1. Oliwka Salicylol, do złuszczania naskórka raz w tyg.,
2. Aloes zatężony 10% z ZSK, do ubogacania odżywek/szamponów,
3. Szampon Babedream, jak mi się przypomni,
4. Szampon Dercos Vichy na łupież tłusty, używany razem z 5, bo się nie pieni
5. Szampon Green Pharmacy Rumianek lekarski, używany razem z 4, żeby drożdżaki ŁZS-siaki zabijało
6. Mgiełka do włosów bs Mrs. Potters Aloes i Jedwab, wymieszana z kilkoma kroplami oleju rycynowego, jojoba i  psikana przed myciem włosów,
7. (niewidoczna na zdjęciu odżywka bs. Joanna, miód i cytryna, używana jako pół-OMO)
8. (niewidoczny na zdjęciu olejek Alterra Granat i Awokado, do olejowania zamiennie z oliwką Salicylol).

O szczegółach i konkretnych właściwościach danych produktów, zrobię recenzyje jak dobiją one DNA.

Jak sądzicie dużo to arsenał, czy mały?

Kathy Leonia



sobota, 5 stycznia 2013

3. Kropkomania, cz.1

Witajcie!

Odkąd dostałam w rączki swe małe przyrząd zwany „sondą”, na paznokciach przeważnie gości u mnie wzór kropkowany.
Postanowiłam podzielić się z Wami tym, co stworzyłam na sylwestra (tak, tak, to nie żart - dziś jest sobota i wzorek się jeszcze trzyma).

Oto efekt końcowy, prawda, że zacnie?




Poniżej lista potrzebnych narzędzi kosmetycznych, jakie użytkowałam i krótkie ich recenzje:

-lakier SENSIQUE Strong &Trendy Nails, nr 257 Amber Beach, ok. 4 zł Natura,

 (wystarczy nałożyć dwie warstwy do zwykłego manicure, ja jednak do zdobień - po nałożeniu kropek, pasków czy innych motywów na lakier bazowy - jeszcze trzecią warstwę dorzucam zwykle jako tzw. top coat, aby zdobienie się trzymało. Lakier pięknie się nakłada, nie spływa z powierzchni paznokci, długo się utrzymuje <u mnie ponad tydzień>, jednym słowem CUDO!),
 ocena: 5/5

-lakier WIBO Art line, nr 8, ok. 7,5 Rossman,

 (uwielbiam nim robić wszelkiego typu zdobienia. Do lakieru dołączony jest cieniutki pędzelek, który  jest idealny do tworzenia kresek, pasków czy nawet kropek, jak się uprzemy! Długo się utrzymuje!)
ocena: 5/5

-sonda, no name, ok. 10 zł, Allegro.

(przyrząd ten upolowałam kilka miesięcy temu na aukcji internetowej i nie rozstaję się z nią podczas robienia zdobień; dzięki niej kropki różnej wielkości wychodzą po prostu perfect!)
ocena: 5/5

od lewej: sonda, lakier SENSIQUE, lakier WIBO

Wykonanie manicure zajęło mi nie więcej niż 10 minut.
Tak mało czasu, a ile radochy!

Kathy Leonia


piątek, 4 stycznia 2013

2. Recenzja: Farmona Jantar odżywka do włosów i skóry główy

Witajcie!

Dziś przychodzę do Was z moją personalną opinią odnośnie specyfiku jednego, który szturmuje blogosferę od dawien dawna.

O czym mowa?
 O Jantarze oczywiście...

Słowo od producenta: "Zawiera biologicznie czynne substancje stymulujące porost włosów, aktywny wyciąg z bursztynu, d`panthenol oraz witaminy A, E, F, H. Systematycznie stosowana poprawia metabilozm i dotlenienie cebulek włosów, regeneruje i łagodzi podrażnienia. Włosy stają się wyraźnie grubsze, lśniące i odporne na uszkodzenia. Odżywka zapobiega rozdwajaniu włosów i chroni przed szkodliwym wpływem środowiska i słońca."

Ów cudowny preparat zakupiłam wiosną zeszłego roku (jakby było tego mało kupiłam aż 5 sztuk...), kiedy to moje włosięta były w stanie wołającym o pomstę do nieba.
Myślałam, że Jantar ukoi moją wrażliwą skórę głowy (tak, tak, niestety borykam się z ŁZS...), ale no cóż zamiast stan załagodzić, tylko bardziej mnie "dobił".

A oto zdjęcia winowajcy:

Klik!
 Na ręku:




Szczegóły:


Cena i dostępność: ok. 10 zł w aptece; taniej w sklepach zielarskich i Allegro.
Zapach: nawet nawet. Pachnie prawdopodobnie jak woda toaletowa mojego prapraprapociotka.
Konsystencja: płyn o konsystencji wody rosołowej.
Opakowanie i pojemność: żal. 100 ml wciśnięte do buteleczki z otworkiem malutkim jak nie powiem co. Ja przelałam do butelki z psikaczem.
Wydajność:  słaba, podczas psikania dużo produktu schodzi.
Działanie: zło, zgroza i brrr. Preparat stosowałam oczywiście zgodnie z informacjami zawartymi na opakowaniu, tj. wcieranie poranne na skórę głowiny i delikatny masaż. Z początku były miło: fajnie chłodził skórę. Po upływie jednak jakiegoś tygodnia zaczął się istny koszmar! Skóra głowy zaczęła swędzieć niebotycznie i łuszczyć się. Przez to drapałam się i drapałam i nie mogłam przestać. Pod paznokciami po takim szale drapania pozostawał mi biały, tłusty nalot łuski... Włosy - zamiast się wzmocnić i być cudne - wyłaziły garściami. Miałam jeden wielki kołtun na głowie, łuskę na skalpie i przesuszone włosy. Produkt może jest i tani i łatwo dostępny, ale u mnie kompletnie się nie sprawdził. Dlatego też posiadaczkom wrażliwych głów kategorycznie odradzam tego zioma... To co mnie spotkało w trakcie jego stosowania to istny armagedon...
Ocena: mniej niż 0!

Tak więc Jantar poszedł w kąt, tj. sprzedałam go po kosztach .
 Do tej pory nie mam pojęcia co takiego w Jantarze mnie uczuliło...
Jedno jednak wiem.
Nigdy więcej Jantaru EVER!

Kathy Leonia

Walmart

hx caps

www.uusoccer.ru