Dziś oto pora na kosmetyczne dumania.
Zapodam Wam bowiem słów kilka o mazidłach, jakie odkryłam ostatniego czasu.
Mówić będę o popularnych ostatnio bardzo lip tintach z Bell.
W ręce me wpadły dwa odcienie owej pomadeczki, tak więc logiczne wydaje się to, iżbym recenzyje od razu napisała obu kolorów.
Ale najpierw słów kilka od producenta: "Sekret działania produktu to formuła `long lasting`, która sprawia, że kolor trzyma się niezwykle długo od momentu aplikacji. Specjalne składniki zawarte w formule Lip Tint barwią naskórek ust, co gwarantuje efekt przypominający makijaż permanentny. Kolor trzyma się niezwykle długo od momentu aplikacji. Usta wyglądają niezwykle świeżo, naturalnie i kusząco. Dostępny w sześciu odcieniach"
Bohaterki dnia:
od góry: 13, od dołu: 11 |
Szczegóły:
Cena i dostępność: ok. 8 zł w Biedronce.
Zapach: oba kolorki pachną podobnie - nieco świeżo i nieco owocowo. Ot taki przyjemny dla nosa zapach, który - o dziwo - jest mało chemiczny.
Konsystencja: maź do maziania. Jedna różowa, druga czerwona wściekle.
Opakowanie i pojemność: biało-różowe opakowanie z napisami od producenta. Pojemność: 10 ml.
Wydajność: genialna! Smaruje usta i smaruje i nic nie widać, że produktu cokolwiek ubyło. To szminka na lata...
Działania: fajne. I to bardzo. Dotąd nie byłam przekonana do tego cudu bellowskiego, który zbierał liczne peany na swoją cześć na innych blogach. Ot sceptycyzm. Jednakże odkąd owych lip tintów wypróbowałam, z miłością ich użytkuję. Za co je lubię? Za zapach, konsystencję i za trwałość! Oba lip tinty spełniają w 100% pojęcie trwałości pomadkowej - nawet mimo jedzenia i picia kolor trzyma się na ustach ok. 5-6 godzin. Ponadto nie wysuszają warg, nie podkreślają suchych skórek. Odcień 11 to klasyczne mazidło do pracy - świetnie podbija naturalną różowość warg i czyni je apetycznymi. Numer 13 z kolei to opcja wieczorna, gdy z grzecznej pannicy chcemy przeistoczyć się w kuszącą czerwonymi ustami uwodzicielkę. Polecam zdecydowanie oba kolorki, choć aktualnie moim topem jest delikatna 11, z racji na fakt, że najczęściej się nią maziam.
Ocena: 5/5
Znacie?
Macie?
Kathy Leonia i jej zmęczone gałki oczne.
Ładne kolory :))
OdpowiedzUsuńKurczę, jakoś nie rzuciło mi się to nigdzie w oczy! A szkoda, bo jak takie trwałe.. to ja poproszę :D
OdpowiedzUsuńnr 11 jest prześliczny
OdpowiedzUsuńdrugi kolorek bardziej do mnie przemawia :D
OdpowiedzUsuńOdkąd chodzę w rozpuszczonych włosach a wieje na dworze czasami przeokrutnie, to błyszczykowate, klejuchowate kosmetyki do ust poszły u mnie w zapomnienie :D
OdpowiedzUsuńJeszcze nie miałam ale może się skuszę na nią przy następnych zakupach.
OdpowiedzUsuń13-stka ładniejsza:)
OdpowiedzUsuńnie znam, ale za 11 się zacznę oglądać :D
OdpowiedzUsuńCzytałam już o nich, ale sama nie testowałam :) podoba mi się nr. 11 :)
OdpowiedzUsuńKranówa dobra? To zapraszam do Białego na degustację ;d
OdpowiedzUsuńładnie wyglądają ;)
OdpowiedzUsuńNie miałam jeszcze "biedronkowych" błyszczyków. :P
OdpowiedzUsuńMuszę spróbować. :D
ja kupiłam ostatnio bezbarwny tylko ten co się po nim apetytu nie ma :D trochę to śmieszne, ale tak właśnie na nim pisało :)
OdpowiedzUsuńkupilam ten specyfik w Biedronce, na przecenie i okazało się że jest świetny. Mam jednak inny kolor niz 2 tu przedstawione, taki czerowny ale lekki jest, na dzien bardziej niz na wieczor. Jestem bardzo zadowolona z efektu jaki daje, trwały, nie zostawia śladów na szklance, fajnie błyszczący, polecam wszystkim.;)
OdpowiedzUsuńPolecam gorąco, to szminka, która nie schodzi w żadnych warunkach. Biorę ją w góry, na plażę, do pracy, na basen.. i pyszny zapach i super kolorki :)
OdpowiedzUsuń